piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział 30

Stały przed bramą. Nawojka wytężała wzrok i obserwowała oddalającą się coraz bardziej damską sylwetkę. Zastanowiła chwilę i podjęła szybką decyzję. "Lecimy za nią!"- pomyślała, a zaraz potem zwróciła się do przyjaciółek:
-Lecimy za nią!
Nie czekając na reakcję ruszyła do przodu nie odrywając spojrzenia od tajemniczej kobiety.
-Za kim...?- spytała Ania doganiając przyjaciółkę
-Za tą jakąś- odpowiedziała Nawojka półgłosem i ruchem głowy wskazała przed siebie
-Po co -zdziwiła się Dora
-Kolejny raz ją widzę przy "akcjach" Mirusia i kolejny raz z aparatem. Mnie to intryguje.
Szły przez dłuższy czas w milczeniu. Latarnie o żółtawym świetle oświetlały miasto. Dogoniły kobietę przy placu Wolności. Ta skręciła w ulicę Nowomiejską i stanęła na pasach. Dziewczyny stanęły kawałek dalej. Dora udała, że wzorem większości rówieśników, jest w całości zaabsorbowana telefonem komórkowym. Śledzona kobieta przeszła przez ulicę i weszła do drugiej części Parku Staromiejskiego, zwanego powszechnie Parkiem Śledzia.
Przyjaciółki podążały za nią z rosnącym zainteresowaniem.
Park się skończył. Szły teraz chodnikiem, wzdłuż ulicy Zachodniej. Za nimi jechał nocny autobus. Kobieta rozejrzała się niespokojnie i przyspieszyła kroku.
-Pewnie będzie wsiadać...- poinformowała szeptem Ania
Nie pomyliła się. Po chwili autobus zatrzymał się na przystanku i wypuścił nielicznych pasażerów. Kobieta z aparatem prędko wskoczyła do środka. Przyjaciółki dobiegły do pojazdu i w ostatniej chwili zdążyły wsiąść.
Poszły, swoim zwyczajem, na tył. Starały się, w miarę możliwości, zachowywać normalnie.
"Kim jest ta "fotografka'?"- myślała Nawojka wciśnięta pomiędzy okno a siedzenie.
Zastanawiała się, czy była po "ich" stronie. Czy można było ją zignorować, a nawet z nią współpracować, czy raczej należałoby się jej obawiać i unikać?
Miała nadzieję, że najbliższe minuty dadzą jej odpowiedź na te pytania.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 29

Była bezchmurna i, jak na tę porę roku, ciepła noc. Przyjaciółki siedziały w bramie przy ulicy Rewolucji 1905 r. Dziwiła je śmiałość złoczyńców. Na tej ulicy przechodniów było niewielu. Co jakiś czas przemykał szybko jakiś mieszkaniec lub mieszkanka- ofiary systemu dwuzmianowego lub spóźnieni młodzi ludzie wracający do domu, do wściekłych rodziców. (Nawojka wolała nie myśleć o tym, co stało by się w jej domu, gdyby odkryto nocną nieobecność...) Znajdowały się jednak w pobliżu ulicy Piotrkowskiej, a kto choć raz był w Łodzi ten wie, że Piotrkowska nie śpi. W porze, w której w innych miejscach robi się pusto i masowo zapalają się światła w oknach, na Piotrkowskiej są tłumy ludzi, gwar i wielojęzyczne rozmowy. I odwrotnie- gdy reszta miasta dopiero się budzi, a większość łodzian niechętnie, trąc oczy z niewyspania opuszcza swoje domy- Piotrkowska jest już na nogach.
-Jak zobaczymy Mirusia- zaczęła szeptem Nawojka- robimy tak: dajemy mu chwilę, On podchodzi do tego swojego, znaczy cudzego, ale upatrzonego do kradzieży, auta. Ogląda je. I wtedy dajemy syrenę. Pomyśli, że właściciel się zorientował i zadzwonił na policję.
- A jak będą nas gonić?- zaniepokoiła się Dora
-Co ty, nie będą... Całkiem odwrotnie, będą uciekać... - odparła Ania wytężając wzrok- zaczyna się.
-Co?- zapytała Nawojka i popatrzyła w to samo miejsce- o, rany kota, rzeczywiście!- zawołała półgłosem z przejęciem- są tam, kręcą się przy samochodzie! Już?- zapytała
-Jeszcze chwilę- rzekła Dora- dopiero przyszli, byłoby dziwnie...
Siedziały tak przez chwilę, która wydawała im się wiecznością.
-Teraz!- zarządziła Dora
Nawojka trzęsąc się jak galareta wyciągnęła z torebki telefon i głośnik. W obu urządzeniach ustawiła maksymalną głośność i nacisnęła przycisk "odtwarzaj".
Miruś, który akurat zabierał się do otwierania drzwi, zamarł przy nich w bezruchu. Następnie chwycił swego towarzysza za kurtkę i rzucił się przed siebie. Przed siebie, czyli w kierunku bramy.
Ania poderwała się pierwsza.
-Wiejemy na klatkę!
Dora i Nawojka również wstały i pobiegły za koleżanką.
-Cholera jasna, głośnik!- syknęła Nawojka oglądając się za siebie
Zawróciła, podniosła wyjące dziko urządzenie, i najszybciej jak mogła dogoniła przyjaciółki. Oparła się o poręcz półpiętra.
-To wyje, ludzie powyłażą, wyłącz to...-jęknęła Dora
-Kiedy nie mogę, telefon się zaciął!
-Wyjmij baterię, przecież w kamienicach nie ma radiowozów!- powiedziała stanowczo Ania.
Nawojka przyznała jej w myślach rację i błyskawicznie pozbawiła aparat baterii. Zapadła cisza, w której spędziły następne dziesięć minut. Bały się odezwać, żeby nie prowokować i tak już sprowokowanych ludzi do wyjścia na klatkę.
Zdecydowały się wyjść na zewnątrz. Cicho opuściły budynek. Wychodząc z bramy rozejrzały się w poszukiwaniu Mirusia. Nie było go. Ulica by ła prawie pusta, jedynie stronę Piotrkowskiej szła młoda kobieta z aparatem na szyi- Nawojka rozpoznała w niej osobę z placu Barlickiego...

czwartek, 30 marca 2017

Rozdział 28

Siedziały przy stole w kuchni Nawojki i jadły sernik. Były same, mama Nawojki była w pracy a Karolek w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu.
 -Nie uważacie- spytała Dora - że powinnyśmy im jakoś przeszkadzać?
-Jak?- zdziwiła się Ania
-Janeczka i Pawełek dźgali opony takim dziobem z ciupagi...- rzekła  powoli Nawojka po chwili namysłu
-Jaka Janeczka, jaki Pawełek i jaki dziób...?- zapytała zdezorientowana Dora
-Dziób z ciupagi, a Janeczka z książki. Ale ja nie mam dzioba...- powiedziała z żalem Nawojka i po chwili parsknęła śmiechem
-Nikt nie ma- odparła Ania również się śmiejąc
-Mam!- krzyknęła nagle Nawojka
-Dziób...?- spytała podejrzliwie Dora
-Nie, pomysł... Karolek ma taki cholernie głośny głośnik przenośny, mówię wam, wyje głośniej niż stado kocurów w marcu... Ma w starym telefonie jakieś nagrania... Tam też są te syreny policyjne.
Ania i Dora siedziały przez chwilę w milczeniu i z dziwnymi wyrazami twarzy konsumowały sernik.
Pierwsza odezwała się Dora
-Nie obraź się, ale ten pomysł jest po prostu głupi. Skapną się przecież...
Nawojka zjadła ostatni kawałek ciasta, odłożyła łyżeczkę i podniosła się z krzesła.
-Poczekajcie chwilę- wymamrotała z pełnymi ustami
Po chwili zniknęła w pokoju Karolka.
Rozejrzała się, z podziwem stwierdziła, że panuje tam nieziemski, wręcz imponujący bajzel po czym otworzyła jedną z szafek segmentu. Z głębi szafki wyjęła niewielkie pudełeczko. Z pudełeczka natomiast wyjęła dwa elektroniczne urządzenia i pomajstrowała przy nich trochę...
Po chwili mieszkanie wypełnił potężny i, co najważniejsze, autentycznie brzmiący, ryk.
Ania i Dora poderwały się z miejsca przewracając krzesło i zrzucając ze stołu jakiś przedmiot. Wpadły do pokoju Karolka.
-Wyłącz to dziadostwo bo się sąsiedzi zlecą!- wrzasnęły jednocześnie
Nawojka posłusznie spełniła ich prośbę po czym usiadła na łóżku brata, zrzuciwszy z niego uprzednio stertę ubrań.
-Dobra, zmieniam zdanie- powiedziała Dora odgarniając włosy do tyłu- tylko, czy on ci pozwoli to zabrać?
Nawojka podniosła głowę i uśmiechnęła się chytrze,
-Myślisz, żę będę go pytała?

poniedziałek, 20 marca 2017

Rozdział 27

Autobus linii 74, jak zwykle o tej porze, był prawie zupełnie pusty.
Nawojka, Ania i Dora siedziały na tylnych siedzeniach i czuły się nieswojo. Nie było to oczywiście spowodowane porą- powodem była świadomość tego, że jadą na bezpośrednie spotkanie z szajką.
Pojazd stanął na przystanku, otworzyły się drzwi. Dziewczyny wysiadły i stanęły naprzeciwko placu Barlickiego. Rozejrzały się czujnie i nie ujrzawszy nikogo skryły się pomiędzy straganami Zielonego Rynku.
-Jak myślicie- spytała Nawojka- długo będziemy czekać?
-Nie wiem- wzruszyła ramionami Ania- pewnie nie, ciemno już.
-A ludzie?- zapytała Dora
-A co ich ludzie obchodzą? Basieńce rąbnęli w biały dzień- przypomniała Nawojka
-W sumie tak...
Po piętnastu minutach usłyszały przyciszoną rozmowę. Rozpoznały głosy Mirusia oraz jego wczorajszego rozmówcy.
Wymieniły znaczące spojrzenia po czym przesunęły się tak, by choć trochę widzieć rozgrywającą się własnie scenę.
-To ten?- spytał rozmówca
-Yhm- potwierdził Miruś
-Bierzemy?
-Nie, przyszliśmy popatrzeć!- burknął Miruś
-Uczysz się sarkazmu od tej gówniary od powideł?- zapytał ze śmiechem
Nawojka stłumiła cichy śmiech.
-Stań na czatach.- usłyszał w odpowiedzi kompan Mirusia
Miruś podszedł do przednich drzwi. Wyciągnął z kieszeni spodni niewidoczny z oddali przedmiot, będący prawdopodobnie wytrychem. Pogrzebał nim trochę w zamku.
Po chwili wieczorną ciszę przerwał dziki ryk alarmu.
Współpracownik Mirusia podbiegł do niego i razem wsiedli do samochodu. Alarm wciąż wył.
Ktoś wyszedł na balkon pobliskiej kamienicy.
-Wynocha!- wrzasnął rozpaczliwie-wynocha, bo wezwę policję!
-Wzywaj!-odkrzyknął Miruś uporawszy się z alarmem
-Numery!!!- szepnęła Ania do Nawojki- spisuj numery!
Nawojka wyciągnęła zeszyt, podpełzła bliżej i pośpiesznie przepisała dane z tabliczki.
Zrobiła to w samą porę ponieważ chwilę później samochód z piskiem opon odjechał.
Mężczyzna z balkonu zbiegł na dół.
-Cholera jasna!- zaklął- świnie, złodzieje!- wołał szukając w kieszeniach telefonu
Przyjaciółki wyszły.Idącej przodem Nawojce mignęła przed oczami postać młodej kobiety z lustrzanką na szyi.

sobota, 18 marca 2017

Rozdział 26

Za zamkniętymi drzwiami pokoju Nawojki toczyła się narada. Mirusia już nie było, zgodnie z tym, co zapowiadał, wyniósł się poprzedniego dnia wieczorem. Przyjaciółki siedziały łóżku na będącym jedyną wolną od bałaganu częścią pomieszczenia.
Zastanawiały się nad dalszymi działaniami.
-Moim zdaniem- powiedziała Nawojka- powinnyśmy tam jechać.
-Ale nie znamy dat...- rzekła niepewnie Ania
-Jak nie znamy, jak znamy?- zapytała Dora- jutro.
-Plac Barlickiego jutro. A reszta?
-No to będziemy tam się pętać codziennie, trudno. A jutro pojedziemy na Barlickiego. Dla pewności o 9.
-Rano?!- zapytały jednocześnie Ania i Dora z przerażeniem w głosie
-Wieczorem. Kraść pewnie będą później, ale ja nie chcę ich przegapić...

czwartek, 16 marca 2017

Rozdział 25

Budynek przy ulicy Mysiej 13 był zwykłym, postpeerelowskim blokiem z wielkim płyty, jakich dużo było w Łodzi. Dookoła rosły jakieś drzewka, od strony okien było asfaltowe boisko, przed klatkami schodowymi stały okrągłe, betonowe klomby. Ot, normalne, niczym nie wyróżniające się miejsce. Nikt nie pomyślałby, że ten dom może być miejscem powiązanym z przestępstwem.
Nawojka, Ania i Dora stały przed klatką pierwszą i ze znudzeniem studiowały nazwiska na domofonie. Pod 5 nie było obecnie żadnego, poprzednie dokładnie zamalowano czarnym markerem.
Nie miały, rzecz jasna, zamiaru tam dzwonić. Czekały, aż ktoś-  mieszkaniec, listonosz, gość, ktokolwiek- otworzy drzwi i umożliwi im wejście.
Doczekały się po jakichś dziesięciu minutach. Z klatki wyszła kobieta w średnim wieku, ubrana w płaszczyk i beret, z ustami potraktowanymi jaskrawą, różową szminką.
-A wy dokąd?- spytała nieprzyjaźnie
-Do koleżanki- wypaliła błyskawicznie Nawojka, myśląc przelotnie, że przez mirusiową aferę te kłamstwa wejdą jej w nawyk
-Nazwisko?- zapytała kobieta tonem dyrektora wyciągającego informacje z nieposłusznego ucznia
-Żabna. Basia Żabna.
-Nie znam- burknęła i odeszła
Drzwi jednak puściła luzem, więc przyjaciółki bez problemu z nich skorzystały.
Weszły do środka. Na parterze było ciemnawo, przepaliła się żarówka. Dochodzące z dworu
 światło dzienne wyłaniało z mroku niektóre szczegóły, takie jak wszechobecne ostrzeżenia  o wyłożonej trutce na gryzonie.
Ruszyły na górę. Doszły na drugie piętro i stanęły przed równie co osiedle niepozornymi, drewnianymi drzwiami pomalowanymi kremową, olejną farbą. Na drzwiach, niedbale przytwierdzony, dyndał metalowy numerek 5.
-Co robimy?- spytała szeptem Ania- pukamy?
-A coś ty!- zganiła ją, również szeptem, Dora- żeby Nawojkę zobaczył a nas zapamiętał?!- popukała się palcem w czoło- podsłuchujemy... Może coś będzie słychać. Jak się będzie pętał pod drzwiami albo grzebał przy zamkach, to wiejemy na górę... Windą, Nawojka, trzymaj windę...
Nawojka podeszła do windy. Kabina znajdowała się za drzwiami. Otworzyła je i w szparze między nimi a podłogą umieściła wyjętą z torebki butelkę z oranżadą.
-Jak ktoś będzie chciał jechać to ma problem...- oświadczyła, a następnie podeszła do stojących blisko drzwi przyjaciółek. Wyjęła z torebki notes i ołówek i wytężyła słuch.
-...tro na placu Barlickiego- usłyszały zza drzwi.
-W nocy?
-A jak? Poczekaj, pokaże ci tamte...
Zapadła chwila ciszy. Złoczyńcy najprawdopodobniej spożytkowali ją na oglądanie tajemniczych "tamtych".
Obdarzonej bujną wyobraźnią Nawojce stanął w oczach obraz Mirusia wyciągającego z kredensu karton ze skradzionymi samochodami. Z zamyślenia wyrwał ją głos nieznajomego.
-Sprytne, muszę przyznać.... Do interesu... Czasem idę
Nie usłyszały wypowiedzi w całości, jednak ostatnie słowo podziałało na nie jak bat na konia, Już miały zamknąć się w windzie i nawiać, gdy zza drzwi dał się słyszeć głos Mirusia:
-Czekaj. Podam następne. Rewolucji i Pomorska. O 23, daty... znasz.
-Ok, dzięki.
-...za co. A... możesz już iść- dodał gościnnie.
Nawojka jednym susem doskoczyła do windy i usunęła prowizoryczną blokadę. Po chwili weszły do niej wszystkie. Dora drżącą z przejęcia dłonią nacisnęła parter.
-Całe szczęście, że nikogo nie ma- rzekła Nawojka gdy dojechały na dół i opuściły dźwig- tłumek wkurzonych mieszkańców to ostatnie, czego teraz potrzebujemy...

wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 24

Siedziały na kocu pod tym samym drzewem, pod którym dzień wcześniej skryły się przed deszczem. Pogoda była znacznie ładniejsza, nie padało, zza chmur wyjrzało słońce. Coraz bardziej czuć było wiosnę. Zbudziły się nawet ptaki i siedząc na łysych gałęziach wyśpiewywały swoje ptasie trele.
Nie siedziały, rzecz jasna, dla samego siedzenia. Nie wyprawiały pikniku. Czekały na syna Basieńki  i jej męża. Kocyk został zabrany z dwóch powodów: po pierwsze dla wygody. Po drugie w celu stworzenia pozoru niewinnej wycieczki.
-Ty!- zwróciła się do Nawojki Dora- co z Mirusiem?
-Nic...- westchnęła Nawojka okręcając sobie na palcu kosmyk włosów- matka go uwielbia, zachwyca się, że taki kulturalny, obyty, szarmancki... A co do mieszkania, to dzisiaj wieczorem, na szczęście, się wynosi. Odetchnę trochę...
-Słuchajcie, a jak my go znajdziemy?- spytała z niepokojem Ania
-Mój brat ma jego adres w kalendarzyku, osobiście widziałam- żachnęła Nawojka- przepiszemy i będzie.
Zamilkły i zaczęły z zaciekawieniem obserwować czyjeś zmagania z kotem. Niecodzienna scena rozgrywała się po drugiej stronie ulicy, u sąsiadów Basieńki. Na daszku nad werandą stał kot. Pod daszkiem, stoliku stała jego domniemana właścicielka. Pomimo pory ubrana była w szlafrok, włosy miała mocno potargane. Całości dopełniała czarna maseczka na twarzy oraz trzymana w ręku szklana, apteczna, buteleczka.
-Pewnie daje mu leki- stwierdziła Dora nie odrywając wzroku od tarasu.
Kobieta stanęła na palcach i wyciągnęła ręce  kierunku zwierzęcia, które, błyskawicznie pojąwszy co się dzieje, przebiegło na drugą stronę daszku i zeskoczyło na ziemię. Właścicielka również zeskoczyła, zrzucając przy tym stojącą stole doniczkę. Oglądając  się za siebie ruszyła ku schodkom, potknęła się o wycieraczkę, runęła jak długa i wylądowała w czymś, co z daleka wyglądało na bukszpan. Wstała i otrzepując szlafrok pognała za domek. Dalsza część wydarzeń nie była już dostępna dla przyjaciółek. Po pierwsze dlatego, że toczyła się za domkiem. Po drugie dlatego, że na drodze pojawił się młody chłopak na rowerze.
Wstały i stanęły na poboczu. Nawojka wyciągnęła w bok rękę i zaczęła nią machać. Poskutkowało. Chłopak zatrzymał rower i zręcznie z niego zeskoczył.
-A ty co?- spytał patrząc na Nawojkę- okazję łapiesz?
-Nie- odparła- ciebie!
Odpowiedź wywołała u niego wyraźne zaskoczenie. Przybrał zdziwiony wyraz twarzy i stał dłuższą chwilę w milczeniu, co pozwoliło dziewczynom dokładniej go obejrzeć. Prezentował się dosyć oryginalnie, rude włosy sterczały na wszystkie strony, twarz pokryta była piegami. Ubrany był w rozpiętą, skórzaną kurtkę i zgniłozielone bojówki. Na nogach miał glany a na plecach plecak typu kostka pokryty licznymi naszywkami. Stał przed nimi i powoli przeżuwał gumę.
-Więc... Może powiesz coś więcej?- odezwał się w końcu.
-Rąbnęli wam auto...- zaczęła Ania
-Naprawdę?!- udał zdziwienie
-Nie, na niby. Poza tym, od sarkazmu jest ona- powiedziała wskazując na Nawojkę- a my... Cóż, po prostu musimy wiedzieć jak najwięcej.
-Po co?
-Naszemu kumplowi z Żubardzia też ukradli. Znaczy, jego ojcu- rzekła Nawojka i rzuciła swoim przyjaciółka krótkie lecz znaczące spojrzenie informujące, że jest to jedyna słuszna wersja i mają się jej od teraz bezwzględnie trzymać- i, na dodatek, również Hondę.
-No, dobrze...- powiedział z wahaniem chłopak-  Powiem wam, bo wyglądacie na normalne i na poziomie. Otóż, było tutaj już kilka takich kradzieży. W odstępach czasu i miejsca, znaczy, nie raz po razie i nie blisko siebie...
-A umiesz przewidzieć, kiedy będzie kolejna?- zapytała z nadzieją Dora
-Nie- roześmiał się chłopak- tak dobrze to nie ma. Ale coś bym dla was miał...
Odpowiedziały mu trzy zawieszone na nim wyczekujące spojrzenia.
-Był tu kilka razy jeden taki dziwny... No, coś w nim podejrzanego było, nie wiem co, ale coś na pewno. Ja kiedyś, z czystej ciekawości, polazłem za nim... Poszedł na Mysią 13 i zadzwonił domofonem. Stałem daleko, ale po układzie domyślam się, że pod 5.
-Umiesz go opisać?- zapytała Nawojka
-Nie... Ale możliwe, że znam jego imię.
-Gadaj!- wrzasnęły chórem
-Mirek. Tak powiedział: "tu Mirek, otwórz".
Po raz drugi w ciągu dwóch dni miały ochotę krzyknąć z podekscytowania.

niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 23

Trzasnęły drzwi.
-Basieńko...!- jęknął zza okna mąż
-Cicho! Wychodzę do Anny, mam cię dosyć.
Ukryte w roślinności przyjaciółki porozumiały się wzrokiem.
-Uciekamy...- wyszeptała Nawojka- gdziekolwiek... do tamtego garażu...
Błyskawicznie wstały i nie prostując się, zgięte w połowie skierowały się w stronę garażu.
Weszły do środka i ukucnęły w kącie pod ścianą. Panował tam spory bałagan, po podłodze walały się różne szpargały, części rowerowe, rozmaitego rodzaju narzędzia, donice oraz rzeczy sprawiające wrażenie tak zwanych "przydasi- od dawna nieużywane, umieszczone w garażu i skomentowane krótkim "przyda się jeszcze". W pomieszczeniu panował zapach wilgoci i smaru.
-Bez sensu- stwierdziła Dora rozglądając się uważnie i wytężając wzrok, by dostrzec pogrążone w półmroku przedmioty- mają garaż a samochód trzymali na ulicy... Sami są sobie winni.
-Przesadzasz... Lepiej pomyślmy, co teraz zrobić- odparła Ania
-Gadać z nimi, to na pewno.- rzekła Nawojka z niechęcią przyglądając się grzybowi na ścianie- ale nie tak wprost bo będą się dziwić.
-Ale jak?! Zapytamy o hondę bo co? Ankieta?!- zapytała Dora
-Ciszej bądźcie, okno naprzeciwko nas się świeci. Wszystko widać.- syknęła Ania
Siedząca najgłębiej Nawojka z wyciągnęła ciekawie szyję w stronę drzwi. W pokoju siedział niewysoki mężczyzna i z zaangażowaniem pisał coś na komputerze. Po chwili podniosł się z miejsca i zniknął gdzieś w rogu pokoju. Wrócił do stołu z plikiem kartek w ręku, więc Nawojka domyśliła się, że coś drukował.
-Drukuje coś- poinformowała przyjaciółki- ciekawe co...
-Ogłoszenia pewnie- wzruszyła ramionami Dora- żona go ochrzaniła to się przejął i zaczął działać.
Ania siedziała nieruchomo i nikogo nie słuchając wpatrywała się w jeden punkt. Im dłużej patrzyła, tym szerzej się uśmiechała i przybierała coraz bardziej zachwycony wyraz twarzy.
-Rany kota...- rzekła w końcu z jakimś dziwnym wzruszeniem- patrzcie...
-Na co? -Zdziwiły się jednocześnie Dora i Nawojka
-Na to!- radośnie i stanowczo odparła Ania wskazując na stojący nieopodal rower
-No, i co? Rower jak rower. Nawet normalnie wygląda.- stwierdziła Nawojka
-Młodzieżowy! Młodzieżowy rower! Na dodatek pięknie, wręcz wzorowo uwalony błotem. Do Basieńki raczej nie należy. Więc co? Więc tu mieszka osoba w naszym wieku, rozumiecie, co to znaczy?!
-Aniu, jesteś genialna!- pochwaliła Nawojka- poczekamy, aż facet przestanie się świecić, wyleziemy  i poczatujemy na syna...
                                                                             ***

Czas dłużył się niemiłosiernie, wielkie krople deszczu biły o blaszany dach garażu , a wszechobecny kurz przyczepiał się do rąk i ubrań. Gdzieś pomiędzy gratami coś szurało i chrobotało- przyjaciółki podejrzewały, że była to mysz lub inny mały gryzoń. Na szczęście, w przeciwieństwie do wielu swoich rówieśnic, nie bały się tego rodzaju zwierząt. Darzyły je nawet pewną sympatią.
Po długich i nierychliwych oczekiwaniach zobaczyły, że w obserwowanym pomieszczeniu zgasło światło,
-Teraz!- zawołała szeptem Nawojka- wiejemy stąd bo nie wyjdziemy do końca świata...!
Poderwały się i tak samo jak poprzednio, zgięte w pół wyszły z garażu i na palcach dobiegły do bramy. Wbrew obawom Nawojki nie została ona zamknięta przez Basieńkę i mogły sprawnie, bez zabierającego czas przełażenia górą, opuścić posesję.
Przeszły na drugą stronę ulicy i stanęły pod rozłożystym drzewem by choć trochę uchronić się od nieprzyjemnego, marznącego deszczu.
-I znowu czekanie- powiedziała z niezadowoleniem Dora i ciaśniej owinęła się płaszczem - drugiego takiego szczęścia nie będzie
-Nie wiem jak wy- rzekła Nawojka- ale ja jestem za tym, żeby, korzystając z nieobecności anglistki, przyjechać tu jutro w porze obiadowej. On pewnie wtedy wyjdzie ze szkoły. Akurat zdążymy po naszych lekcjach.
-Ona ma rację- wyraziła poparcie Ania- tym bardziej, że pogoda robi się coraz gorsza...
Jakby na potwierdzenie jej słów zerwał się silny wiatr, zagrzmiało a ciemne od chmur niebo rozjaśniła błyskawica.

czwartek, 9 marca 2017

Rozdział 22

Błądziły po opustoszałych z powodu pogody uliczkach i przyglądały się szczelnie pozamykanym, jednorodzinnym domom. Pomimo pory było dosyć ciemno, światło słoneczne nie mogło przedostać się przez warstwę chmur, więc w większości budynków pozapalane były światła.
Osiedle pogrążone było w całkowitej ciszy przerywanej jedynie stukaniem deszczu o parapety i świstem wiatru.
Stały przed uchyloną bramą odgradzającą ulicę od niepozornego, drewnianego domku. Wzmagał się wiatr, gdy w jednym z ciemnych dotąd okien zapaliło się światło. Do spokojnych odgłosów natury dołaczył jeszcze jeden- wprawdzie również stworzony przez naturę, jednak wcale nie spokojny... Był to dziki wrzask kobiety. Wściekłej kobiety:
-Palancie!!!!!!!!!!!!!!!!- krzyczała nieznajoma niewiasta- skończony palancie!!!!!!!!
-To nie moja wina, kochanie...! Uspokój się proszę, kupimy nowy...
Przyjaciólki porozumiały się wzrokiem i wykorzystując uchyloną bramę przeszły na teren posesji. Usiadły w roślinach pod oknem, za którym toczyła się dyskusja.
-...mózg dla ciebie- kontynuowała tymczasem rozwścieczona kobieta- jedyna nowa rzecz, na jaką się zgodzę, to mózg dla ciebie...
-Basieńko...- jeknął karcony , domniemany mąż
-Nie basieńkuj mi! A ja chciałam z nim dzieci mieć, dzieci...- załkała- dzieci z człowiekiem, który głupiego auta nie umie upilnować... Co by z tymi dziećmi było, ja nie wiem...
-Zrozum- powiedział nieco stanowczej- TO NIE JEST MOJA WINA. Byłem w domu przecież... Zwinęli... Nie ma!
-No właśnie. Nie ma- odparła obrażonym głosem
Nawojka, Ania i Dora siedziały w zielsku i z wypiekami na twarzy słuchały burzliwej wymiany zdań. Wprost nie mogły uwierzyć w swoje powodzenie. Pierwszy raz! Więcej, pierwsze chwile tego razu!
Straciły na moment wątek.
-...że to tak łatwo?- spytał mężczyzna- że oni latają po Łodzi, Polsce, całym świecie  z rejestracją na czołach i chwalą się, że rąbnęli nam samochód?!
-Mogłeś go chociaż opisać!!!- warknęła
-Opisałem! Co ty myślisz? Że na świecie istnieje tylko jedna Honda i akurat należy do nas?
Przyjaciółki pod oknem omal nie krzyknęły z przejęcia.

niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 21

Był chłodny, wietrzny dzień. Słońce skryło się za grubą warstwą szarych chmur... A może nie były to chmury tylko smog?
Nawojka, Ania i Dora siedziały pod przystankową wiatą i czekały na tramwaj.
-Słuchajcie, czy to ma sens?- spytała Nawojka naciągając głębiej czapkę i chowając głowę w ramionach
-A dlaczego ma nie mieć?- odparowała zaczepnie Dora
-Bo Widzew to nie łączka przy Włókniarzy tylko dzielnica... Jak to widzicie, będziemy pytać każdego, czy przypadkiem nie zginęła mu Honda...?
-Co ty, wtedy pół osiedla pogubi Hondy, bo pomyślą, że rozdajemy...- powiedziała cicho Ania- która godzina?
-Dziesięć po- odparła Nawojka
-Po czym?
-Po tramwaju...
-Kurka, czy one zawsze muszą się spóźniać?- zapytała Dora z niezadowoleniem w głosie
Nawojka wstała i wyjrzała na tory.
-Nie muszą, ale się spóźniają... Ten na szczęście już jedzie...
Tramwaj zatrzymał się.
Poczekały, aż skończą wychodzić z niego ludzie po czym same wpakowały się do środka. Nie  zajmowały krzeseł, przeszły na tył wagony i usiadły na skrzyni. Robiły tak zawsze, gdy jechały gdzieś razem. Tak było lepiej- były obok siebie, mogły rozmawiać zupełnie swobodnie nie łapiąc figur i nie wyginając się w żadną stronę.
-Dobra- rzekła Ania oparłszy się o tył tramwaju- teraz będziemy myśleć...
-Czy twoje plany nie są zbyt ambitne?- Nawojka nie mogła odmówić sobie sarkazmu
-Cicho bądź!- syknęła Dora- ona ma rację, trzeba pomyśleć...
-Niech wam będzie... Ja pierwsza. Droga jest taka Honda?
-Zależy...- odparła Ania z lekkim wahaniem- nowa czy używana?
-Nowa. Albo używana w bardzo, bardzo dobrym stanie.
-No, to wtedy taka średnia w kierunku wyższej. A co?
-To lecimy na domki. Tam ludzie mają więcej kasy...
-Bardzo dobrze. Lecimy i się rozglądamy.- zgodziła się Ania- szukamy nieprawidłowości...
-A co to nieprawidłowość?
-Na przykład brak aut. Wiem, mogą być w garażach. Ale na pewno nie wszystkie. W pierwszej kolejności pytamy tam, gdzie nic nie stoi, rozumiecie? Nikt normalny nie zostawi złodziejowi samochodu...

środa, 22 lutego 2017

Rozdział 20

Dora przyniosła herbatę. Nawojka i Ania siedziały wraz z nią w jej domu. Przyjaźniły się we trójkę, można powiedzieć, że były nierozłączne. To właśnie od Dory Ania dowiedziała się o sytuacji, która miała miejsce na schodach. Teraz, gdy Ania i Nawojka zaczęły działać, Miruś stał się niejako wspólny i musiał zostać szczegółowo obgadany w pełnym składzie.
Dora sięgnęła po cukierniczkę. Wzięła ze stołu łyżeczkę i zaczęła wsypywać cukier do szklanki. Poniewż bardzo lubiła słodki smak, nie z żałowała sobie "białej śmierci". Wsypała trzy łyżeczki. Zamieszała. Upiła łyk, uśmiechnęła się z zadowolenie i powiedziała:
-Więc, jeszcze raz. Bandyta dał Nawojce sympatyczne kartki, zaczęłyście odczytywać i wtedy on przylazł, tak...?
Przyjaciółki przytaknęły energicznie.
-Miałyście mało czasu i odczytałyście to- wskazała na leżącą na stole, niemiłosiernie wygniecioną kartkę
-Tak. - rzekła Nawojka- i teraz musimy wymyśleć, co to znaczy.
-Wiemy, że prawdopodobnie kradną samochody. I żę coś zawarli.- powiedziała Ania
-Z Sidim. Jako Marcinem... Nie, czekajcie Mariuszem- dodała Nawojka podnosząc kartkę i czytając jej treść- Mariuszem Skalskim z Wołomina.
-Dobra, świetnie, zawarli. Jestem z nich dumna- odezwała się wreszcie Dora- Ale co zawarli? Umowę? Pokój? Przyjaźń, związek małżeński, ugodę, unię personalną z Litwą w imieniu rządu?! Różne rzeczy się zawiera...
-Mi najbardziej pasuje umowa..- stwierdziła ostrożnie Nawojka
-A najmniej?- zainteresowała się Ania
-Najmniej ta unia z Litwą- odparła Nawojka ze śmiechem
-Unia akurat była ironiczna...- powiedziała Dora przybierając minę smutnego dziecka, któremu lizak upadł na ziemię
-Dora! Uczysz się!
-Cicho bądźcie, zostawcie tą Litwę. Gadamy o Mirusiu-  zażądała Ania
-W porządku, o Mirusiu- rzekła Nawojka- wiec, mnie najbardziej intryguje ten jakiś Sidi. I to słowo :jako"...
-Wiem!- wrzasnęła Dora podrywając się i rozchlapując herbatę- tym zajmiemy się trochę później . Teraz trzeba lecieć na Widzew i znaleźć faceta od Hondy. Albo babkę, jeszcze nie wiem...
-Ale nie mamy pewności- zaprotestowała Ania- że oni kradną samochody... Mogą robić jakieś inne przekręty...
-Toteż właśnie, ona ma rację- poparła przyjaciółkę Nawojka- trzeba iść i się dowiedzieć. 

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 19

Siedziały zamknięte w pokoju Nawojki i pochylały się nad należącą do mamy Nawojki lampą UV. Nie była bynajmniej ukradziona, uzyskały ją całkowicie legalnie pod pretekstem malowania paznokci.
-Ty, co jest w tym proszku do prania, że on świeci w ultrafiolecie?- spytała Ania umieszczając kartkę nad włączoną lampą
-Nie wiem co dokładnie.Jakieś środki wybielające. Poza tym, nie w każdym, w większości nie ma. Trzymaj to inaczej, nie świeć na brzegi! Po co ci brzegi, kto normalny pisze po brzegach...
-Kto normalny pisze proszkiem do prania...
-Złoczyńcy piszą. Coś widać...
-Ja nie widzę...
-Bo masz wadę wzroku. Idź stąd, znaczy usiądź przy biurku, i zapisuj. a ci będę dyktować.
Ania odsunęła się od lampy i pośpiesznie spełniła polecenie Nawojki. Usiadła przy biurku i zaczęła rozglądać się za długopisem. Stojący przed ni przybornik był pusty, a po blacie poniewierały się różne rzeczy. Karteczki, zeszyty, chusteczki czyste i ubrudzone farbą, resztki uwielbianych przez Nawojkę świec zapachowych i kadzideł, koperty, nieumyte naczynia... Słowem; wszystko. Oprócz jednej, poszukiwanej przez Anię rzeczy: długopisu.
-Czy ty możesz mi powiedzieć- rzekła, podnosząc do góry stos papierzysk- gdzie ty trzymasz długopisy...?
-Jak to: gdzie?- spytała Nawojka z lekkim poirytowaniem- tam gdzie zawsze, na podłodze...
Ania westchnęła i schyliła się po przybory. W kwestii porządku Nawojka była jej zupełnym przeciwieństwem, Nie przywiązywała do niego większej wagi, wolała robić rzeczy- jak to określała- twórcze i ciekawe.
-No, dawaj. Dyktuj- zakomenderowała wyrywając kartkę z jakiegoś zeszytu
-Znalazłaś?
-Tak. Czytaj.
-Czekaj.... Raport... To pierwsze to raport. Raport z działalności, zapisuj to. I pod spodem; Październik i listopad 2016.
-A dalej?
-Dalej są jakieś nazwy... Czekaj, chyba samochodów...!
-To oni kradną samochody?
-Możliwe. Pisz. Honda Civic... Cholera, jak on bazgrze... Widzew, 1. 10. Zawarto z Sidim jako Mariuszem Skalskim z Wołomina... Co to jest?
Ania dokończyła słowo i nie odpowiedziawszy na pytanie przystawiła palec do ust na znak, że Nawojka ma zachować ciszę. Wyprostowała się i zaczęła nasłuchiwać. Po chwili poderwała się z miejsca.
-Chowamy to, ktoś idzie!!!- syknęła okropnym szeptem i rzuciła się do dokumentów
-Kolejność...!- jęknęła Nawojka ze zgrozą i zaczęła chować lampę do fotela- pomylisz kolejność!!!
-Nic nie pomylę, dałam to pod dwie pierwsze...
-Pod jakie dwie pierwsze, to ma być na wierzchu!- Nawojka jednym susem dopadła szafy, otworzyła ją i z powrotem zrobiła miejsce na kartki
-Pewna jesteś?
-Tak! Popraw to i wtryniaj, szybciej jak rany, on idzie, słyszę że wojuje z klamką...
-Chociaż jedna korzyść z tego zacinania się- mruknęła podając Nawojce kartki- zapiski! Jeszcze one!
-Wykluczone, żadnych zapisków, zapiski do kieszeni- wyszeptała Nawojka zamknąwszy szafę i oparłszy się o jej drzwi- jak będzie chciał dokumenty i dostanie z notatkami to będzie źle...
-No tak, racja- przyznała Ania wkładając kartkę do kieszeni dżinsów
W tym momencie drzwi otworzyły się i do mieszkania wszedł Miruś
Nawojka odskoczyła od szafy i usiadła na stojącej obok stołu pufie.
Do pokoju wsunęła się głowa Mirusia:
-Co wy macie z tą klamką?
-Nic. Popsuta jest- wzruszyła ramion Nawojka

niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział 18

Upchnęła dokumenty głęboko w szafie. Musiała koniecznie, teraz zaraz, spotkać się z Anią i omówić przebieg akcji. Czuła się podekscytowana i zaciekawiona. Czy udało jej się przechytrzyć Mirusia? Jej, młodej dziewczynie, udało się oszukać, zdawałoby się, doświadczonego przestępcę? Trzeba przyznać: była z siebie dumna. Wiedziała oczywiście, że pakuje się w coś niebezpiecznego. Nie znosiła jednak, kłamstwa, przekrętów i nieuczciwości. Musiała. Musiała też porozmawiać z Łukaszem...
Przypomniała sobie o Ani i z obrzydzeniem popatrzyła na leżący na stole telefon komórkowy. Nie lubiła ich. Były wprost ohydnie nowoczesne. Telefon był dla niej budzikiem i odtwarzaczem mp3.  Ale nie będzie przecież teraz, w towarzystwie Mirusia, stukała w rurę... Trudno- musiała. Z niechęcią podniosła aparat i wybrała numer Ani. Wysłuchała trzech sygnałów i usłyszała:
-Nawojka? Czy ja dobrze słyszę? Ty dzwonisz?
-A no dzwonię... Jesteś sama?
-Nie.
-To czekaj. Zaraz po ciebie zejdę.
Rozłączyła się. Wyszła do przedpokoju i zaczęła się ubierać.
-Wychodzisz?- spytał z kuchni Miruś
-Nie, kurka.- mruknęła z przekąsem zakładając but- wracam
-Ty zawsze jesteś taka sarkastyczna?- spytał wychylając się z drzwi
-Zazwyczaj- powiedziała wstając i narzucając płaszczyk- cześć- zatrzasnęła drzwi
-Cześć...- rzucił w przestrzeń
                                                               
                                                                      ***                                                                                        Nacisnęła dzwonek. Otworzyła jej Ania, ubrana, w pełni gotowa do wyjścia.
-Gdzie idziemy?
-Nie wiem, gdziekolwiek... W pierwszej kolejności na dół.
Ania zamknęła drzwi na klamkę i zaczęła schodzić po schodach. Nawojka poszła w jej ślady. Wyszły na dwór. Padał lekki, nieprzyjemny deszczyk znany powszechnie jako kapuśniaczek.
-Kurczę, pada...- stwierdziła Ania
-Naprawdę?- spytała Nawojka
-A ty jak zwykle sarkastyczna...
-Wiem, nawet Miruś mi to mówi...
-Właśnie!- zawołała Ania- Miruś! Co z nim? Załatwiłaś?
-Pierwszorzędnie. Chyba uwierzył, tak to wygląda- rzekła upewniając się, że są w dostatecznej odległości od domu
-I co ci kazał?
-E, nic wielkiego- żachnęła się i przeskoczyła błoto- przechowuję kartki.
-Takie zwykłe, białe?- zdziwiła się Ania
-Pozornie. Atrament sympatyczny.
Ania przystanęła i zaczęła rozgrzewać ręce.
-Słabo- stwierdziła po chwili- nie odczytamy bez naruszania...
-A wiesz, że niekoniecznie? Jest szansa.
-???
-Ten papier pachnie proszkiem do prania...

piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 17

Długo nie mogła otworzyć oczu i podnieść się z łóżka. Nie dziwiło jej to, poszła spać bardzo późno. Po powrocie z nocnej narady z Anią musiała przebrać się a także zmyć z ciała cień do powiek i błoto. Zadanie miała znacznie utrudnione, ponieważ w pośpiechu i zdenerwowaniu użyła wodoodpornego kosmetyku.
Leżała więc i niczym kot przeciągała się w łóżku. Ktoś krzątał się po przedpokoju, Karolek okupował łazienkę. Ot, typowy sobotni poranek. Jedna tylko rzecz odróżniała go od pozostałych- obecność Mirusia i Marianny. Siedzieli w kuchni i rozmawiali z  szykującą się do pracy mamą Nawojki.
"Jak tylko się zrobi pusto- wkraczam. Sprowokuję dziada do rozmowy i udam, że >>zmądrzałam<<"-pomyślała wyłączając kolejną, piątą z kolei drzemkę w telefonie. Wstała nieśpiesznie i nucąc budzikową melodię powlokła się do w kierunku łazienki.
-Cześć, dzień dobry!- krzyknęła w stronę kuchni
Odpowiedział jej niewyraźny pomruk złożony z różnych rodzajów powitań.
Weszła do opuszczonej przez Karolka toalety i szczelnie zamknęła drzwi.
                                       
                                                                       ***                                                                                       Gdy wyszła, mamy ani Marianny już nie było. Karolek siedził w swoim pokoju i zamęczał ludzi czymś, co zwykł nazywać muzyką. W kuchni siedział Miruś i dopalał papierosa. Sądząc po ilości dymu w pomieszczeniu- nie pierwszego. Nawojka odgarniając dym ręką podeszła do okna.
-Cześć- mruknęła mocując się z haczykiem
-Witam- odparł Miruś z lekkim zdziwieniem odgaszając niedopałek
Nawojka otworzyła szafkę. Wyjęła z niej mleko w proszku, nasypała trochę do miseczki i wzięła z suszarki łyżeczkę do herbaty.
Usiadła naprzeciw Mirusia.
-Jesz to?- spytał po chwili ciszy
-Yhmm...
-A co się stało, że tu jesteś? Po naszej wczorajszej... rozmowie nie spodziewałem się tego.
-Zmądrzałam- wybełkotała z pęłnymi mleka ustami
-Zmądrzałaś? Naprawdę?!
-Dokładnie tak!- rzekła celując łyżeczką w Mirusia i rozsypując mleko
-A jak?
-Co: jak? Jak zmądrzałam?
-No!
-Mniej niż chciałeś. Dostarczać nic nie będę, to zapomnij. Nie mam zamiaru się dla ciebie narażać.
-W porządku, nie dostarczysz tylko przekażesz...- zaśmiał się
-Bardzo śmieszne...!- powiedziała parskając mlekiem- a tak na poważnie: dawaj coś neutralnego.
-W tym zawodzie nie ma rzeczy neutralnych, moja panno.
-To coś o niskiej szkodliwości...
-To połazisz trochę za konkurencją...
-Zgłupiałeś? Miała być mała szkodliwość. A jest duża. I obustronna.
-Czemu obustronna?- nie zrozumiał Miruś
-A czemu rozmawiamy?- odparowała
-Co?!
-To. Gdybym się lepiej chowała...
-Dobra- przerwał- rozumiem. W takim razie coś przechowasz. Do środy.
-Może być. Dawaj.
Otworzył teczkę i podał Nawojce plik białych, pustych kartek. Dziewczyna błyskawicznie domyśliła się, iż ma do czynienia z atramentem sympatycznym.
-Nie próbuj- ostrzegł, jakby czytając w jej myślach- będzie widać.
-Nie mam zamiaru- powiedziała podnosząc się z miejsca.
Zabrała kartki i poszła do pokoju.


środa, 8 lutego 2017

Rozdział 16

Ania wybiegła przed kamienicę i ujrzała Nawojkę- przykrytą siatką, w samej piżamie i bez skarpet.
-Czego?!- spytała nieżyczliwie mierząc przyjaciółkę niechętnym spojrzeniem. Śniło jej się własnie, że leży sobie na polanie, że jest środek lata, że ptaszki kumkają, że żabki ćwierkają... A Nawojka jej to wszystko przerwała.
-Jak ty wyglądasz?- spytała w odpowiedzi ciągnąc Anię za rękaw swetra- idziemy!
-Jak JA wyglądam? To ty latasz w siatce jak  jakiś żołnierz... Co to w ogóle ma znaczy, co jest?
-Nasermater jest- sapnęła Nawojka- chodź szybciej, ja stąd muszę odejść!
-Że nasermater to ja brałam pod uwagę- odparła z trudem wymijając kałużę do której prawie wrzuciła ją Nawojka- zaraz mnie wrzucisz do wody. O tej porze może być skrajnie beznadziejnie lub skrajnie cudownie.
-Jest to drugie- powiedziała Nawojka zwalniając kroku- no, tu możemy iść normalnie...
Puściła Anię i zdjęła siatkę.
-Ale co się stało?!- niemal krzyknęła Ania wyraźnie tracąc cierpliwość
-Pamiętasz złoczyńców?- zapytała Nawojka konspiracyjnym szeptem
-Pewnie, że pamiętam. Zrzuciłaś im powidła na łeb a potem się bałaś.
-Mieszkam z jednym.- rzekła szybko
Ania gwałtownie przystanęła.
-Co z nim robisz?!
-Przecież mówię, że mieszkam...- jęknęła- tymczasowo, ale jednak mieszkam... Powiem ci więcej, ty go znasz...
-Ja go znam?! Ja nie znam żadnego gangstera, nawet połowy...
-Ale znasz Mirusia
-Od początku- zażądała Ania po dłuższej chwili ciszy- i tak jak krowie na granicy, żebym ja zrozumiała...
Nawojka opowiedziała wszystko dokładnie, od powideł, przez dworzec, skończywszy na groźbach i tej okropnej propozycji mamy.
-No, to faktycznie, nasermater...- orzekła Ania- ale  z jednym się wygłupiłaś.
-Z którym?
-Nie poszłaś na ugodę.
-Mam brać udział w przestępstwie? Nigdy!
-Ja ci nie każę brać udziału w przestępstwie...
-Jak nie, skoro każesz dostarczać?- przerwała gwałtownie Nawojka
-Cicho! Niczego nie będziesz dostarczać, tylko...
-Tylko...?
-Dasz mi powiedzieć, czy nie?Wynegocjujesz coś w miarę neutralnego, Miruś pomyśli, że cię złamał i jesteś niegroźna. Zapewnisz sobie spokój i bezpieczeństwo i po cichu rozgryziesz co on robi. Przechytrzysz Mirusia. A raczej rozgryzieMY i przechytrzyMY, bo ja z tobą.
-Ty to  wcale nie jest takie głupie...

wtorek, 7 lutego 2017

Rozdział 15

Leżała w łóżku przekręcając się z boku na bok. Nie mogła zasnąć, wciąż myślała o Mirusiu, zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, stawiając mu się i dając aroganckie odpowiedzi.Z jednej strony cieszyła się, że nie dała się wciągnąć w ciemne sprawki szajki o nieznanej działalności. "Właśnie, nieznana działalność"- pomyślała podnosząc się i siadając po turecku- "Nie wiem nawet, co oni robią. Kradną i przemycają, tyle usłyszałam. Ale co?! Papierosy? Drogocenności? Samochody? Cholera jasna, jest różnica między złodziejstwem pietruszki a złodziejstwem diamentów, na przykład..."
Nagle zerwała się z łóżka zmocnym postanowieniem pójścia do Ani. Tak, teraz. W nocy. O północy. Przecz z zegarami, tego wymaga dobro sprawy!
Dopadła szafy i przy świetle nocnej lampki wyjęła siatkę maskującą. Narzuciła ją na swoją zgniłozieloną piżamę, umazwszy uprzednio nos, czoło i kości policzkowe ciemnym cieniem do powiek. Tak przygotowana otworzyła okno. Wyjęła zza biurka kijek na sznurku, spuściła go na zewnątrz i zastukała w szybę ,Ani. Była to część ich drugiego sygnału, tego awaryjnego, stosowanego w sytauacjach nagłych lub w przypadku  niemożności użycia rury. Na dole zapaliło się światło. Wtedy Nawojka wystukała umówiony sygnał i po cichu, bez kapci żeby nie tupać- zeszła na dół...

poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 14

-Dobry wieczór, Nawojko.
-Witam- odparła sucho
-Co słychać?
-Właśnie czytam. Chmielewską.
-Chmielewską, powiadasz? Cóż, już niedługo, nie będziesz potrzebowała takich wrażeń, hmm... z zewnątrz.
-Nie rozumiem...
-Rozumiesz!!!
-Chyba lepiej wiem...
-Więc, już niedługo nie będziesz potrzebowała takich wrażeń... Chyba że...
-Że?- ponagliła
-Że coś dla mnie zrobisz. Dostarczysz. A wtedy zapanuje spokój, jasność, tęcza i motylki, i wszyscy będziemy się kochać...!
-Chyba cię pogrzało...- Nawojka błyskawicznie zmieniła formę wypowiedzi. Trudno, wiedział, to wiedział. Teraz trzeba było nie pozwolić wciągnąć się w ciemne sprawy.
-Ach, tak?
-Tak.- odparła stanowczo
-Będziemy rozmawiać inaczej...- ostrzegł Miruś
-Rozmawiajmy. Rodzina musi rozmawiać- prychnęła drwiąco
-Ale tylko wtedy, gdy wszyscy są żywi i zdolni do wypowiadania słów...
-Grozisz mi?- spytała podnosząc się lekko do góry- ty, drobny rzezimieszek z kamienic? Nie rozśmieszaj mnie...!
-Nie jestem drobnym rzezimieszkiem... Cóż, ja byłem skłonny do ugody. To ty nie chciałaś. Kurcze, trochę cię będzie szkoda, inteligentna byłaś...
-Spadaj, cepie! Nie będę zawierała ugód z ludźmi twojego pokroju. Chcesz wojny- będziesz ją miał, pierwiosnku mój majowy. A każdy nieostrożny ruch w moją stronę pogorszy twoją sytuację. Jeśli coś mi się stanie, ty, ptaszyno złota, będziesz pierwszym podejrzanym.
-Wojna ze mną, idiotka! A co do podejrzeń, musisz mi wierzyć, że nie. Nikt nie powiąże tego ze mną. Do widzenia- powiedział kierując się do drzwi- śpij słodko, póki jest ci dane.
-A ty się przez ten sen udław!- warknęła, rzucając w jego kierunku kapciem.

piątek, 3 lutego 2017

Rozdział 13

Z ulgą zatrzasnęła drzwi. Nareszcie była Sama. W swoim pokoju. Bez Mirusia, Marianny i całego tego towarzystwa.  Podniosła ze stołu "Zwyczajne życie" Chmielewskiej i padła na łóżko.
"swoją drogą- pomyślałą- mogłam wypożyczyć jakieś romansidło, kryminałow mam chwilowo dosyć..."
Czytała jakiś czas. Gdy doszła do przełomowego momentu, wszedł do pokoju Miruś...

wtorek, 31 stycznia 2017

Rozdział 12

Łukasz przejął od Marianny torbę i skierował się w kierunku przejścia pod estakadą.
-Idziemy?- spytał odwracając się do reszty
-Tak, tak. Idziemy.- odparła z roztargnieniem mama Nawojki- mam w domu obiad. Ziemniaki z kapustą i mięso, lubicie państwo?- zwróciła się do Mirusia i Marianny
-Ja bardzo, proste jedzenie jest najlepsze- powiedziała Marianna
-Ja również lubię, szczególnie w dobrym towarzystwie...- powiedział powoli Miruś posyłając Nawojce ukradkowe spojrzenie.
Przeszli na drugą stronę ulicy i skręcili w prawo. Po chwili marszu ponownie skręcili w prawo, by znaleźć się na ulicy Struga.
Mama Nawojki podeszła do jednej z kamienic i otworzyłą szeroko drzwi.
-Proszę, wchodźcie. Na górę. Albo nie, ja wejdę pierwsza i otworzę, o... Przepraszam- przeszła obok Marianny która odsunęła się do tyłu i ruszyła na górę- o, teraz proszę za mną...!
Wdrapali się po schodach, Łukasz wniósł bagaże i weszli do mieszkania.
-Czy mogę się tu powiesić?- spytała Marianna wskazując na stojący w przedpokoju wieszak
-Oczywiście, kochana, wieszaj się do woli!- odpowiedziała radośnie mama- Znaczy, płaszcz- poprawiła się po chwili.
-Jak się rozbierzecie to chodźcie tutaj- krzyknęła już z kuchni zapalając gaz pod garnkiem
-Może ja pani pomogę?- zapytała Marianna wchodząc
-Nie, dziękuję, siedź sobie. Herbaty ci zrobić?
-Dziękuję, nie pijam przed jedzeniem.
-O, proszę siadać, zaraz podaję jedzenie!- zawołała na widok Mirusia
Miruś usiadł, po chwili weszłą do kuchni Nawojka z bratem. Wyjęli z szafek sztućce i talerze a następnie zajęli swoje stałe miejsca. Po chwili na stanęło na stole jedzenie przygotowane przez mamę Nawojki.
-Proszę, nakładajcie sobie ile kto chce. Może pani pierwsza?- rzekła zachęcająco do Marianny.
Marianna ochoczo przystanęła na propozycję i podała łyżkę Łukaszowi.
Jedli przez chwilę w milczeniu.
-Pani jest z Pruszkowa?
-W Pruszkowie mieszkam, w Warszawie studiuję.
-Na jakim kierunku?- spytałą Nawojka chcąc pokryć widoczne jej zdaniem zakłopotanie
-Pedagogika- odparła z pełnymi ustami
-A pan? - zapytała mama Nawojki celując widelcem w Mirusia
-Ja jestem już po studiach- roześmiał się- można powiedzieć, że zajmuję się biznesem. A mieszkam w Radomsku.
-W Radomsku, mówi pan? To tym bardziej skłania mnie do złożenia panu propozycji.. Mamy być rodziną, wypadałoby się lepiej poznać, może zostałby pan u nas na trochę? Zaczniemy budować relacje, no, i nie będzie pan musiał tłuc się po nocy tymi okropnymi autobusami. Mamy jeden wolny pokój, co pan na to?
- Z przyjemnością przyjmę pani zaproszenie.
Kawałek kotleta utkwił Nawojce w gardle.

poniedziałek, 30 stycznia 2017

Rozdział 11

Miruś powtórzył gest nieznajomej i szybkim krokiem zbliżył się do pary.
-Chodźże, nie stój tak...!- pouczyła Nawojkę mama
Nawojka otworzyła usta, nabrała powietrza i z powrotem je zamknęła.
"Kurka blaszka, zachowuję się jak jakiś karp"-pomyślała, złoszcząc się na siebie, że nie potrafi zachować choć pozorów naturalności i spokoju.
Otrząsnęła się z okropnego odrętwienia wywołanego Mirusiem i ruszyła za matką w kierunku brata i rudej nieznajomej.
-Cześć- powiedziała do Łukasza starając się nie brzmieć ochryple
Następnie zwróciła się do jego towarzyszki:
-Dobry wieczór. Nawojka jestem- przedstawiła się wyciągając rękę.
-Marianna, miło mi. Pani to zapewne- rzekła spoglądając na mamę Nawojki- wspaniała rodzicielka mojego króliczka?
-Jeśli pani króliczkiem jest mój syn to tak...
-To pani nie wie? Łukaszku, dlaczego nic nie powiedziałeś?
-Chciał im zrobić niespodziankę- wtrącił się Miruś, który od początku całej sytuacji nie spuszczał wzroku z Nawojki- mówił mi... Ach!- zwrócił się do mamy Nawojki- psni wybaczy, że się nie przedstawiłem... Nazywam się Mirosław Wolski i jestem bratem Marinny. Wygląda na to, że wkrótce stworzymy rodzinę, czyż to nie wspaniale? Prawda, że wspaniale, droga Nawojko?- dodał z lekkim naciskiem
Nawojka przytaknęła z wymuszonym uśmiechem.
-Wspaniale- odparła pewnie. Nawet nie wiecie, jak się cieszę...!

piątek, 27 stycznia 2017

Rozdział 10

Autobus zatrzymał się, ze środka zaczęli wylewać się objuczeni bagażami ludzie. Nawojka przyjrzałą się tłumowi w poszukiwaniu brata i ruszyła za matką w stronę stanowiska. Miruś natomiast wstał nieśpiesznie z ławeczki i również skierował kroki w kierunku autobusu.
"A ten gdzie lezie?"- pomyślała Nawojka z obrzydzeniem- "Mi już go wystarczy na dzisiaj..."
Z tłumu wyłonił się Łukasz. Nie był sam, szedł pod rękę z młodą, rudowłosą (a przynajmniej tak wyglądającą w świetle dworcowych lamp) dziewczyną.
Nawojka odszukała wzrokiem Mirusia. Wyraźnie przyglądał się Łukaszowi i jego towarzyszce, co ją z miejsca zaniepokoiło.
Zaczęły wraz z mamą przepychać się w kierunku Łukasza i dziewczyny. Miruś również zaczął.
Łukasz i nieznajoma jednocześnie unieśli ręce do góry:
-Mamo! Nawojka! Cześć!- zawołał Łukasz
Nieznajoma zaś odwróciła się w drugą stronę, machając podskoczyła do góry by było ją lepiej widać i z radością w głosie krzyknęła;
-Miruś! Tutaj!