czwartek, 16 marca 2017

Rozdział 25

Budynek przy ulicy Mysiej 13 był zwykłym, postpeerelowskim blokiem z wielkim płyty, jakich dużo było w Łodzi. Dookoła rosły jakieś drzewka, od strony okien było asfaltowe boisko, przed klatkami schodowymi stały okrągłe, betonowe klomby. Ot, normalne, niczym nie wyróżniające się miejsce. Nikt nie pomyślałby, że ten dom może być miejscem powiązanym z przestępstwem.
Nawojka, Ania i Dora stały przed klatką pierwszą i ze znudzeniem studiowały nazwiska na domofonie. Pod 5 nie było obecnie żadnego, poprzednie dokładnie zamalowano czarnym markerem.
Nie miały, rzecz jasna, zamiaru tam dzwonić. Czekały, aż ktoś-  mieszkaniec, listonosz, gość, ktokolwiek- otworzy drzwi i umożliwi im wejście.
Doczekały się po jakichś dziesięciu minutach. Z klatki wyszła kobieta w średnim wieku, ubrana w płaszczyk i beret, z ustami potraktowanymi jaskrawą, różową szminką.
-A wy dokąd?- spytała nieprzyjaźnie
-Do koleżanki- wypaliła błyskawicznie Nawojka, myśląc przelotnie, że przez mirusiową aferę te kłamstwa wejdą jej w nawyk
-Nazwisko?- zapytała kobieta tonem dyrektora wyciągającego informacje z nieposłusznego ucznia
-Żabna. Basia Żabna.
-Nie znam- burknęła i odeszła
Drzwi jednak puściła luzem, więc przyjaciółki bez problemu z nich skorzystały.
Weszły do środka. Na parterze było ciemnawo, przepaliła się żarówka. Dochodzące z dworu
 światło dzienne wyłaniało z mroku niektóre szczegóły, takie jak wszechobecne ostrzeżenia  o wyłożonej trutce na gryzonie.
Ruszyły na górę. Doszły na drugie piętro i stanęły przed równie co osiedle niepozornymi, drewnianymi drzwiami pomalowanymi kremową, olejną farbą. Na drzwiach, niedbale przytwierdzony, dyndał metalowy numerek 5.
-Co robimy?- spytała szeptem Ania- pukamy?
-A coś ty!- zganiła ją, również szeptem, Dora- żeby Nawojkę zobaczył a nas zapamiętał?!- popukała się palcem w czoło- podsłuchujemy... Może coś będzie słychać. Jak się będzie pętał pod drzwiami albo grzebał przy zamkach, to wiejemy na górę... Windą, Nawojka, trzymaj windę...
Nawojka podeszła do windy. Kabina znajdowała się za drzwiami. Otworzyła je i w szparze między nimi a podłogą umieściła wyjętą z torebki butelkę z oranżadą.
-Jak ktoś będzie chciał jechać to ma problem...- oświadczyła, a następnie podeszła do stojących blisko drzwi przyjaciółek. Wyjęła z torebki notes i ołówek i wytężyła słuch.
-...tro na placu Barlickiego- usłyszały zza drzwi.
-W nocy?
-A jak? Poczekaj, pokaże ci tamte...
Zapadła chwila ciszy. Złoczyńcy najprawdopodobniej spożytkowali ją na oglądanie tajemniczych "tamtych".
Obdarzonej bujną wyobraźnią Nawojce stanął w oczach obraz Mirusia wyciągającego z kredensu karton ze skradzionymi samochodami. Z zamyślenia wyrwał ją głos nieznajomego.
-Sprytne, muszę przyznać.... Do interesu... Czasem idę
Nie usłyszały wypowiedzi w całości, jednak ostatnie słowo podziałało na nie jak bat na konia, Już miały zamknąć się w windzie i nawiać, gdy zza drzwi dał się słyszeć głos Mirusia:
-Czekaj. Podam następne. Rewolucji i Pomorska. O 23, daty... znasz.
-Ok, dzięki.
-...za co. A... możesz już iść- dodał gościnnie.
Nawojka jednym susem doskoczyła do windy i usunęła prowizoryczną blokadę. Po chwili weszły do niej wszystkie. Dora drżącą z przejęcia dłonią nacisnęła parter.
-Całe szczęście, że nikogo nie ma- rzekła Nawojka gdy dojechały na dół i opuściły dźwig- tłumek wkurzonych mieszkańców to ostatnie, czego teraz potrzebujemy...

1 komentarz:

  1. Dobry numer z tą windą, dobrze jest mieć butelkę picia w razie potrzeby ;)

    OdpowiedzUsuń