piątek, 28 kwietnia 2017

Rozdział 30

Stały przed bramą. Nawojka wytężała wzrok i obserwowała oddalającą się coraz bardziej damską sylwetkę. Zastanowiła chwilę i podjęła szybką decyzję. "Lecimy za nią!"- pomyślała, a zaraz potem zwróciła się do przyjaciółek:
-Lecimy za nią!
Nie czekając na reakcję ruszyła do przodu nie odrywając spojrzenia od tajemniczej kobiety.
-Za kim...?- spytała Ania doganiając przyjaciółkę
-Za tą jakąś- odpowiedziała Nawojka półgłosem i ruchem głowy wskazała przed siebie
-Po co -zdziwiła się Dora
-Kolejny raz ją widzę przy "akcjach" Mirusia i kolejny raz z aparatem. Mnie to intryguje.
Szły przez dłuższy czas w milczeniu. Latarnie o żółtawym świetle oświetlały miasto. Dogoniły kobietę przy placu Wolności. Ta skręciła w ulicę Nowomiejską i stanęła na pasach. Dziewczyny stanęły kawałek dalej. Dora udała, że wzorem większości rówieśników, jest w całości zaabsorbowana telefonem komórkowym. Śledzona kobieta przeszła przez ulicę i weszła do drugiej części Parku Staromiejskiego, zwanego powszechnie Parkiem Śledzia.
Przyjaciółki podążały za nią z rosnącym zainteresowaniem.
Park się skończył. Szły teraz chodnikiem, wzdłuż ulicy Zachodniej. Za nimi jechał nocny autobus. Kobieta rozejrzała się niespokojnie i przyspieszyła kroku.
-Pewnie będzie wsiadać...- poinformowała szeptem Ania
Nie pomyliła się. Po chwili autobus zatrzymał się na przystanku i wypuścił nielicznych pasażerów. Kobieta z aparatem prędko wskoczyła do środka. Przyjaciółki dobiegły do pojazdu i w ostatniej chwili zdążyły wsiąść.
Poszły, swoim zwyczajem, na tył. Starały się, w miarę możliwości, zachowywać normalnie.
"Kim jest ta "fotografka'?"- myślała Nawojka wciśnięta pomiędzy okno a siedzenie.
Zastanawiała się, czy była po "ich" stronie. Czy można było ją zignorować, a nawet z nią współpracować, czy raczej należałoby się jej obawiać i unikać?
Miała nadzieję, że najbliższe minuty dadzą jej odpowiedź na te pytania.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 29

Była bezchmurna i, jak na tę porę roku, ciepła noc. Przyjaciółki siedziały w bramie przy ulicy Rewolucji 1905 r. Dziwiła je śmiałość złoczyńców. Na tej ulicy przechodniów było niewielu. Co jakiś czas przemykał szybko jakiś mieszkaniec lub mieszkanka- ofiary systemu dwuzmianowego lub spóźnieni młodzi ludzie wracający do domu, do wściekłych rodziców. (Nawojka wolała nie myśleć o tym, co stało by się w jej domu, gdyby odkryto nocną nieobecność...) Znajdowały się jednak w pobliżu ulicy Piotrkowskiej, a kto choć raz był w Łodzi ten wie, że Piotrkowska nie śpi. W porze, w której w innych miejscach robi się pusto i masowo zapalają się światła w oknach, na Piotrkowskiej są tłumy ludzi, gwar i wielojęzyczne rozmowy. I odwrotnie- gdy reszta miasta dopiero się budzi, a większość łodzian niechętnie, trąc oczy z niewyspania opuszcza swoje domy- Piotrkowska jest już na nogach.
-Jak zobaczymy Mirusia- zaczęła szeptem Nawojka- robimy tak: dajemy mu chwilę, On podchodzi do tego swojego, znaczy cudzego, ale upatrzonego do kradzieży, auta. Ogląda je. I wtedy dajemy syrenę. Pomyśli, że właściciel się zorientował i zadzwonił na policję.
- A jak będą nas gonić?- zaniepokoiła się Dora
-Co ty, nie będą... Całkiem odwrotnie, będą uciekać... - odparła Ania wytężając wzrok- zaczyna się.
-Co?- zapytała Nawojka i popatrzyła w to samo miejsce- o, rany kota, rzeczywiście!- zawołała półgłosem z przejęciem- są tam, kręcą się przy samochodzie! Już?- zapytała
-Jeszcze chwilę- rzekła Dora- dopiero przyszli, byłoby dziwnie...
Siedziały tak przez chwilę, która wydawała im się wiecznością.
-Teraz!- zarządziła Dora
Nawojka trzęsąc się jak galareta wyciągnęła z torebki telefon i głośnik. W obu urządzeniach ustawiła maksymalną głośność i nacisnęła przycisk "odtwarzaj".
Miruś, który akurat zabierał się do otwierania drzwi, zamarł przy nich w bezruchu. Następnie chwycił swego towarzysza za kurtkę i rzucił się przed siebie. Przed siebie, czyli w kierunku bramy.
Ania poderwała się pierwsza.
-Wiejemy na klatkę!
Dora i Nawojka również wstały i pobiegły za koleżanką.
-Cholera jasna, głośnik!- syknęła Nawojka oglądając się za siebie
Zawróciła, podniosła wyjące dziko urządzenie, i najszybciej jak mogła dogoniła przyjaciółki. Oparła się o poręcz półpiętra.
-To wyje, ludzie powyłażą, wyłącz to...-jęknęła Dora
-Kiedy nie mogę, telefon się zaciął!
-Wyjmij baterię, przecież w kamienicach nie ma radiowozów!- powiedziała stanowczo Ania.
Nawojka przyznała jej w myślach rację i błyskawicznie pozbawiła aparat baterii. Zapadła cisza, w której spędziły następne dziesięć minut. Bały się odezwać, żeby nie prowokować i tak już sprowokowanych ludzi do wyjścia na klatkę.
Zdecydowały się wyjść na zewnątrz. Cicho opuściły budynek. Wychodząc z bramy rozejrzały się w poszukiwaniu Mirusia. Nie było go. Ulica by ła prawie pusta, jedynie stronę Piotrkowskiej szła młoda kobieta z aparatem na szyi- Nawojka rozpoznała w niej osobę z placu Barlickiego...