Stały przed bramą. Nawojka wytężała wzrok i obserwowała oddalającą się coraz bardziej damską sylwetkę. Zastanowiła chwilę i podjęła szybką decyzję. "Lecimy za nią!"- pomyślała, a zaraz potem zwróciła się do przyjaciółek:
-Lecimy za nią!
Nie czekając na reakcję ruszyła do przodu nie odrywając spojrzenia od tajemniczej kobiety.
-Za kim...?- spytała Ania doganiając przyjaciółkę
-Za tą jakąś- odpowiedziała Nawojka półgłosem i ruchem głowy wskazała przed siebie
-Po co -zdziwiła się Dora
-Kolejny raz ją widzę przy "akcjach" Mirusia i kolejny raz z aparatem. Mnie to intryguje.
Szły przez dłuższy czas w milczeniu. Latarnie o żółtawym świetle oświetlały miasto. Dogoniły kobietę przy placu Wolności. Ta skręciła w ulicę Nowomiejską i stanęła na pasach. Dziewczyny stanęły kawałek dalej. Dora udała, że wzorem większości rówieśników, jest w całości zaabsorbowana telefonem komórkowym. Śledzona kobieta przeszła przez ulicę i weszła do drugiej części Parku Staromiejskiego, zwanego powszechnie Parkiem Śledzia.
Przyjaciółki podążały za nią z rosnącym zainteresowaniem.
Park się skończył. Szły teraz chodnikiem, wzdłuż ulicy Zachodniej. Za nimi jechał nocny autobus. Kobieta rozejrzała się niespokojnie i przyspieszyła kroku.
-Pewnie będzie wsiadać...- poinformowała szeptem Ania
Nie pomyliła się. Po chwili autobus zatrzymał się na przystanku i wypuścił nielicznych pasażerów. Kobieta z aparatem prędko wskoczyła do środka. Przyjaciółki dobiegły do pojazdu i w ostatniej chwili zdążyły wsiąść.
Poszły, swoim zwyczajem, na tył. Starały się, w miarę możliwości, zachowywać normalnie.
"Kim jest ta "fotografka'?"- myślała Nawojka wciśnięta pomiędzy okno a siedzenie.
Zastanawiała się, czy była po "ich" stronie. Czy można było ją zignorować, a nawet z nią współpracować, czy raczej należałoby się jej obawiać i unikać?
Miała nadzieję, że najbliższe minuty dadzą jej odpowiedź na te pytania.
piątek, 28 kwietnia 2017
wtorek, 18 kwietnia 2017
Rozdział 29
Była bezchmurna i, jak na tę porę roku, ciepła noc. Przyjaciółki siedziały w bramie przy ulicy Rewolucji 1905 r. Dziwiła je śmiałość złoczyńców. Na tej ulicy przechodniów było niewielu. Co jakiś czas przemykał szybko jakiś mieszkaniec lub mieszkanka- ofiary systemu dwuzmianowego lub spóźnieni młodzi ludzie wracający do domu, do wściekłych rodziców. (Nawojka wolała nie myśleć o tym, co stało by się w jej domu, gdyby odkryto nocną nieobecność...) Znajdowały się jednak w pobliżu ulicy Piotrkowskiej, a kto choć raz był w Łodzi ten wie, że Piotrkowska nie śpi. W porze, w której w innych miejscach robi się pusto i masowo zapalają się światła w oknach, na Piotrkowskiej są tłumy ludzi, gwar i wielojęzyczne rozmowy. I odwrotnie- gdy reszta miasta dopiero się budzi, a większość łodzian niechętnie, trąc oczy z niewyspania opuszcza swoje domy- Piotrkowska jest już na nogach.
-Jak zobaczymy Mirusia- zaczęła szeptem Nawojka- robimy tak: dajemy mu chwilę, On podchodzi do tego swojego, znaczy cudzego, ale upatrzonego do kradzieży, auta. Ogląda je. I wtedy dajemy syrenę. Pomyśli, że właściciel się zorientował i zadzwonił na policję.
- A jak będą nas gonić?- zaniepokoiła się Dora
-Co ty, nie będą... Całkiem odwrotnie, będą uciekać... - odparła Ania wytężając wzrok- zaczyna się.
-Co?- zapytała Nawojka i popatrzyła w to samo miejsce- o, rany kota, rzeczywiście!- zawołała półgłosem z przejęciem- są tam, kręcą się przy samochodzie! Już?- zapytała
-Jeszcze chwilę- rzekła Dora- dopiero przyszli, byłoby dziwnie...
Siedziały tak przez chwilę, która wydawała im się wiecznością.
-Teraz!- zarządziła Dora
Nawojka trzęsąc się jak galareta wyciągnęła z torebki telefon i głośnik. W obu urządzeniach ustawiła maksymalną głośność i nacisnęła przycisk "odtwarzaj".
Miruś, który akurat zabierał się do otwierania drzwi, zamarł przy nich w bezruchu. Następnie chwycił swego towarzysza za kurtkę i rzucił się przed siebie. Przed siebie, czyli w kierunku bramy.
Ania poderwała się pierwsza.
-Wiejemy na klatkę!
Dora i Nawojka również wstały i pobiegły za koleżanką.
-Cholera jasna, głośnik!- syknęła Nawojka oglądając się za siebie
Zawróciła, podniosła wyjące dziko urządzenie, i najszybciej jak mogła dogoniła przyjaciółki. Oparła się o poręcz półpiętra.
-To wyje, ludzie powyłażą, wyłącz to...-jęknęła Dora
-Kiedy nie mogę, telefon się zaciął!
-Wyjmij baterię, przecież w kamienicach nie ma radiowozów!- powiedziała stanowczo Ania.
Nawojka przyznała jej w myślach rację i błyskawicznie pozbawiła aparat baterii. Zapadła cisza, w której spędziły następne dziesięć minut. Bały się odezwać, żeby nie prowokować i tak już sprowokowanych ludzi do wyjścia na klatkę.
Zdecydowały się wyjść na zewnątrz. Cicho opuściły budynek. Wychodząc z bramy rozejrzały się w poszukiwaniu Mirusia. Nie było go. Ulica by ła prawie pusta, jedynie stronę Piotrkowskiej szła młoda kobieta z aparatem na szyi- Nawojka rozpoznała w niej osobę z placu Barlickiego...
-Jak zobaczymy Mirusia- zaczęła szeptem Nawojka- robimy tak: dajemy mu chwilę, On podchodzi do tego swojego, znaczy cudzego, ale upatrzonego do kradzieży, auta. Ogląda je. I wtedy dajemy syrenę. Pomyśli, że właściciel się zorientował i zadzwonił na policję.
- A jak będą nas gonić?- zaniepokoiła się Dora
-Co ty, nie będą... Całkiem odwrotnie, będą uciekać... - odparła Ania wytężając wzrok- zaczyna się.
-Co?- zapytała Nawojka i popatrzyła w to samo miejsce- o, rany kota, rzeczywiście!- zawołała półgłosem z przejęciem- są tam, kręcą się przy samochodzie! Już?- zapytała
-Jeszcze chwilę- rzekła Dora- dopiero przyszli, byłoby dziwnie...
Siedziały tak przez chwilę, która wydawała im się wiecznością.
-Teraz!- zarządziła Dora
Nawojka trzęsąc się jak galareta wyciągnęła z torebki telefon i głośnik. W obu urządzeniach ustawiła maksymalną głośność i nacisnęła przycisk "odtwarzaj".
Miruś, który akurat zabierał się do otwierania drzwi, zamarł przy nich w bezruchu. Następnie chwycił swego towarzysza za kurtkę i rzucił się przed siebie. Przed siebie, czyli w kierunku bramy.
Ania poderwała się pierwsza.
-Wiejemy na klatkę!
Dora i Nawojka również wstały i pobiegły za koleżanką.
-Cholera jasna, głośnik!- syknęła Nawojka oglądając się za siebie
Zawróciła, podniosła wyjące dziko urządzenie, i najszybciej jak mogła dogoniła przyjaciółki. Oparła się o poręcz półpiętra.
-To wyje, ludzie powyłażą, wyłącz to...-jęknęła Dora
-Kiedy nie mogę, telefon się zaciął!
-Wyjmij baterię, przecież w kamienicach nie ma radiowozów!- powiedziała stanowczo Ania.
Nawojka przyznała jej w myślach rację i błyskawicznie pozbawiła aparat baterii. Zapadła cisza, w której spędziły następne dziesięć minut. Bały się odezwać, żeby nie prowokować i tak już sprowokowanych ludzi do wyjścia na klatkę.
Zdecydowały się wyjść na zewnątrz. Cicho opuściły budynek. Wychodząc z bramy rozejrzały się w poszukiwaniu Mirusia. Nie było go. Ulica by ła prawie pusta, jedynie stronę Piotrkowskiej szła młoda kobieta z aparatem na szyi- Nawojka rozpoznała w niej osobę z placu Barlickiego...
Subskrybuj:
Posty (Atom)