piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 6

-To cześć.
-Cześć.
Nawojka wyszła z mieszkania Doroty i wsiadła do windy. Absolutnie wspaniałej, rozklekotanej, niespełniającej norm i dyrektyw windy.
"To jest winda!"- pomyślała z zachwytem obserwując powoli mijane piętra.
Dojechała na parter. Wystawiła głowę z windy, uważnie rozejrzała się dookoła, po czym wróciła do kabiny, pozamykała drzwi i zdecydowanym ruchem nacisnęła 10. Dojechała na samą górę i powtórzyła poprzednią czynność. I tak kilka razy.
- A ładnie to tak się windą bawić, a?!- usłyszała
-yh.....
-Co, zaniemówiła panienka? Taka duża, a takie figle jej w głowie, , luuudziee.... Wstyd!- piszczała nerwowo kobieta w zielonym płaszczyku
- Ja się wcale nie bawię!- odparła z godnością odzyskawszy głos- ja sprawdzam wytrzymałość dżwigu w warunkach ciągłej eksploatacji. Dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. 
-Ale...
-Muszę iść. Do widzenia.- powiedziała, z satysfakcją przyglądając się, jak zbita z tropu kobieta otwiera i zamyka usta niczym karp wyjęty z wanny.

Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Skręciła w prawo i uszyła w stronę domu. -
Nawooojkaaa!!!!- wołał ktoś z oddali - To tyyyyyy?!
-Nie!- odkrzyknęła dziewczyna
- A czemuuuuuu?!
-Bo mnie porwaaaaliiiii! Bandyyyciii!

-To poczekaj chwilę!!!
Nawojka przystanęła i odwróciła się. Biegła do niej Ania Sójkowska obarczona jakimś dziwnym tłumokiem.
-Cześć...!-wydyszała
-Cześć... Aniu... Co to jest...?- spytała wskazując na owinięty w brezent i papier, osypujący się ziemią, przedmiot
-To? To jest palma.
-Jaka palma?!
-Na balkon. Koleżanka mamy już jej nie chce, to my weżmiemy.
-A. Idziesz do domu?
-Nie... Skądże. Będę latała z tą roślina po mieście... Jasne, że do domu. Przyjdziesz jutro?
-Przyjdę, a co?
-Nic, śmiesznie będzie- powiedziała Ania, wymijając piętrzącą się na odnawianym chodniku górę starych płytek- będzie ten znajomy ojca, ten mechanik, mówiłam ci o nim, kapitalny jest...Poczekaj tylko, aż zaczniesz z nim gadać...
- A co z nim?
-Ciężko opisać... Zawsze coś takiego opowie, że spaść z krzesła można... Chyba, że jest zdenerwowany lub niezadowolony, to wtedy nie...

środa, 16 listopada 2016

Rozdział 5

-Doooraaaa....! Ja cię błagam, ty teraz nie żryj tych bubliczków!!! Wysłuchaj mnie!
-Twoje problemy kręcą się wokół żarcia. Jak nie chałka, to bubliczki... Co w tym takiego jest?
-W tym nic nie ma. To nie jest wina żarcia, tylko losu.
- Ale gdyby go nie było...
-Cicho! Idąc twoim tokiem rozumowania, Lise Meitner jest winna wynalezieniu broni jądrowej.
- Nie jest winna, ona tylko opisała...
-Toteż właśnie, zamilknij! I powiedz, co ja mam zrobić.
- Jak mam powiedzieć, skoro każesz mi milczeć?
- Dora!
- No, już, już... Ja sama nie wiem... Ale chyba najlepiej nic.
-A jak się nie będzie dało?
- Będzie się dało. Widzieli cię, czy co?
-Widzieć nie widzieli... Ale WIEdzieli. Że tam jestem, to znaczy, że ktoś jest. I ten ktoś im zniknął.
- Na pewno nie bedą cię szukać. Sama mówiłaś, że obawiają się wykrycia. Dodatkowe podejrzenia są im potrzebne, jak jeżowi świecznik. Jedz te bubliczki i się nie przejmuj!