piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 9

- Nie rozsiadaj  się, mamy jeszcze obowiązki
 Nawojka wzdrygnęła się usłyszawszy zdanie podobne do tego, które jeszcze niedawno wypowiadał Miruś.
-Jakie niby?- spytała
-Rodzinne. Mamy odebrać Łukasza z dworca.
-A co on, sam nie potrafi? Jeszce żeby o Karolka chodziło...
-Nawojciu...- jęknęła mama zakładając szalik- naprawdę nie możesz wyjść po brata na dworzec? On się w czynie społecznym po obcych miastach pęta...
Łukasz był starszym bratem Nawojki i świeżo upieczonym doktorem nauk medycznych. Odbywał staż w pruszkowskich Tworkach.
-Może i w czynie- odparła Nawojka wkładając but- ale nie zmienia to faktu, że jest zimno...-poczekaj chwilę, jeszcze się nie ubrałam...
Po chwili obie schodziły po schodach starej kamienicy. Skierowały się w stronę niedalekiego Dworca Kaliskiego.
-On wraca pociągiem czy autobusem?- zapytała Nawojka
-PKSem z Warszawy. Przesiadał się- odpowiedziała mama i przyspieszyła kroku- chodź szybciej, zielone mamy...
Przeszły przez przejśćie pod Estakadą.
-Całe szczęście, że była ta przebudowa i nie trzeba już latać górą- rzekła mama mijając toaletę i budkę z jedzeniem- zawsze były cyrki z walizkami...
Doszły do jednej z ławek i usiadły na niej. Nagle Nawojka poczuła, że nogi robią się jej miękkie. Oto, całkiem blisko, bo na sąsiednim stanowisku, stał Miruś. Stał i wyrażnie na kogoś czekał.
"Świetnie"-pomyślała- "ten idiota jest wszędzie, gdzie się nie ruszę, tam go spotykam... Niedługo nie będzie można lodówki otworzyć...!"
Na stanowisko 3 podjechał niemłody już autobus, z boku opatrzony napisem PKS WARSZAWA.


czwartek, 1 grudnia 2016

Rozdział 8

Punktualnie o godzinie 16 stała pod drzwiami Ani i naciskała dzwonek. Po chwili otworzyła jej pani Sójkowska z czajnikiem elektrycznym w ręku.
-Wchodź, wchodź. Akurat parzę herbatę.
-Coś dla ciebie!- krzyknęła Ania z głębi mieszkania
-Bardzo śmieszne!- odkrzyknęła
-Nawojciu, wejdż do dużego pokoju- powiedziała pani Sójkowska- poznasz pana Mirusia- mruknęła porozumiewawczo okiem
Słysząc to imię, Nawojka pomyślała o pomidorach. A konkretnie o ich sprzedawcy. Imię Miruś pasowało do niego wręcz idealenie. Wyobraziła sobie wąsatego, ubranego w wędkarską kurtkę Mirusia nawołującego klientów. Mirusia targującego się ze starszą panią w berecie. Mirusia, który nie opłacił placowego. Tak rozmyśląc, weszła do pokoju. I zamarła. Rozmyślenia przerwał widok prawdziwego Mirusia, Oto, w domu jej najlepszej przyjaciółki, stał przed nią nikt inny, jak Facet nr I. Szef, jak kto woli. Ten sam, który dostał powidłami.
-Dzień dobry...- wykrztusiła, przeciągając słowa jak zawsze wtedy, gdy była zdenerwowana
Miruś uważnie zlustrował ją wzrokiem.
-Witam- odparł sucho
Do pokoju weszła pani Sójkowska z tacą. Stał na niej dzbanek, puste jeszcze szklanki i kosz z pieczywem
-Proszę, jedzcie- rzekła, stawiając wiktuały na stole- mam nadzieję, że wszyscy lubią chałeczkę...?
-Ja nie lubię-odparła szybko Nawojka łapiąc czujne spojrzenie Mirusia
-Zawsze lubiłaś?
-Ale teraz nie lubię- powiedziała stanowczo, czując, że chwilowo uchodzi z niej sympatia dla pani Sójkowskiej- pani wie, ile taka chałka zawiera cukru i tłuszczu?
-Żydzi jedzą i nic im nie jest- stwierdził Miruś drwiącym głosem
-To im się tylko tak wydaje!- odparła złowieszco Nawojka- wróci to do nich kiedyś, odbije się na całym ich Narodzie! Chałki są, proszę pana, ZAGROŻENIEM DLA ŚWIATA!
-Od wieków je jedzą.
-Proces trwa i jest powolny.
"Rany koguta, gadam od rzeczy"- pomyślała ze zgrozą
-A na nas- zaczął szyderczym tonem Miruś- co się odbije?
Nawojka błyskawicznie rozważyła następną odpowiedż, po czym rzekła;
- Z pewnością powidła. Smażymy je lub pieczemy! Wysoka temperatura zabija wszystko co dobre, pozostawiając wyjałowioną, tłustą i słodką TRUCIZNĘ!!!- powiedziała, wstając z zajmowanego przez siebie krzesła- na naszych oczach dokonuje się cicha zagłada następnych pokoleń! Naszych dzieci, wnuków i prawnuków!-kontynuowała, nie zwracając uwagi na zdziwione oblicza stojących przed nią Ani i jej mamy- niepotrzebna nam broń jądrowa! Wykończymy się sami, cicho, smacznie i niezauważalnie!!!
-A nie uważasz, że to bardzo nieładnie wspierać zagładę ludzkośći siedząc na schodach?- spytał okropnym głosem
Nawojka poczuła, że nogi robią się jej miękkie i zaczynją się trząść. Z powrotem usiadła na krześle.
-Słucham?
-Nie słuchaj. Nie musisz nawet, kochana moja, odpowiadać. Wystarczy, że będziesz wiedziała.
- Od dawna wiem.
"Kurka siwa, co robić??? Zostać źle, wyjść- jeszcze gorzej..."
Nawojka sięgnęła po dzbanek i szklankę.
- Może ja ci naleję?Na wypadek, jakbyś się trzęsła?
-Nie, dziękuję, nie mam zamiaru się trząść...
Mobilizując wszystkie siły podniosła dzbanek do góry, Uważając by nie wylać ani kropelki, przeniosła go nad szklankę i przechyliła. Obserwując wylatującą z niego herbatę, miała dziwne i nieodparte wrażenie, że dokonuje czegoś wielkiego.
Udało się.
Odstawiła naczynie na miejce i zajęła się herbatą. W ostatniej chwili powstrzymała sie przed sięgnięciem po cukiernicę.
"Tylko się nie krzyw!"- upominała się w duchu. Nienawidziła gorzkiej herbaty.
-Nawojka, ty na serio o tej chałce mówiłaś- spytała Ania z tonem rozbawienia w głosie
-Tak, a co?
-Nic... Kiedyś ją jadłaś.
-Póki nie zostałam uświadomiona. Żyłam w błogiej nieznajomośći prawdy, jak ci wszyscy ludzie na całym świecie... Powinnno się ich uświadomić.
- Na razie- powiedział ze sztuczną słodyczą Miruś- uświadom samą siebie. Ja tymczasem się zbieram. Mam jeszcze obowiązki.
-Właściwie... To ja też.- powiedziałą Nawojka
-Zdenerwowanie nie pozwala usiedzieć, c'nie? - mówił Miruś ubierając się- Znam to, w moim zawodzie to norma. Niedługo jeszcze lepiej poznasz ten smak. Chyba, że w porę...Do widzenia.-zakończył szybko wypowiedź i wyszedł z mieszkania.
-Właściwie, to ja też już pójdę- rzekła cicho Nawojka i powoli podeszła do wieszaka z ubraniami.

Rozdział 7

Obudził ją Karol. Stał nad nią i w zupełnie bezczelny sposób wyrzymał gąbkę. Woda, a ściślej pomyje z czyszczonej przez tego barana podłogi powoli skapywały na twarz Nawojki. Strząsnęła z siebie resztki snu, zorientowała się w sytuacji po czym jednym susem wyskoczyła z lóżka.
-Czego chcesz?!- spytała nieżyczliwie
-Rura stuka...- odparł z niewinnym uśmiechem
Nawojka zrozumiała.
- Od dawna?- zapytała
-Jakieś 5 minut.
Pokiwała ze zrozumieniem i skierowała się w kierunku drzwi wyjściowych.
Rura była sygnałem. Zawołaniem, znakiem, ustalonym przez Nawojkę i Anię. Jeśli było coś do omówienia, szło się do łazienki i stukało w rurę. I od razu było wiadomo, że jest sprawa, którą trzeba załatwić.
Zeszła piętro niżej i zapukała do drzwi przyjaciółki.
- O, cześć. Włazisz?- zapytała Ania otworzywszy drzwi.
-Mogę włazić. Bo co?
-Co "bo co'?
-Stukałaś.
-A! Tak stukałam, jak najbardziej. Nie wiem, na którą cię zaprosiłam.
-W ogóle nie zaprosiłaś.Znaczy, zaprosiłaś, ale na żadną konkretną porę. Sama miałam stukać żeby zapytać.
-No widzisz, zastukałam pierwsza. Może być 4?
-Czyli kiedy?
-Za dwie godziny. Zegarka nie masz?
-Mam. Spałam. To cześć, lecę na górę.
-Nie wlazłaś..- zaprotestowała Ania przybierąc minę pękniętnego żółwia. -Wlezę pożniej, na razie muszę zacząć dzień- zaśmiała się Nawojka- i sie umyć, ten idiota Karol oblał mnie pomyjami. Hej!
-Hej!

piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 6

-To cześć.
-Cześć.
Nawojka wyszła z mieszkania Doroty i wsiadła do windy. Absolutnie wspaniałej, rozklekotanej, niespełniającej norm i dyrektyw windy.
"To jest winda!"- pomyślała z zachwytem obserwując powoli mijane piętra.
Dojechała na parter. Wystawiła głowę z windy, uważnie rozejrzała się dookoła, po czym wróciła do kabiny, pozamykała drzwi i zdecydowanym ruchem nacisnęła 10. Dojechała na samą górę i powtórzyła poprzednią czynność. I tak kilka razy.
- A ładnie to tak się windą bawić, a?!- usłyszała
-yh.....
-Co, zaniemówiła panienka? Taka duża, a takie figle jej w głowie, , luuudziee.... Wstyd!- piszczała nerwowo kobieta w zielonym płaszczyku
- Ja się wcale nie bawię!- odparła z godnością odzyskawszy głos- ja sprawdzam wytrzymałość dżwigu w warunkach ciągłej eksploatacji. Dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. 
-Ale...
-Muszę iść. Do widzenia.- powiedziała, z satysfakcją przyglądając się, jak zbita z tropu kobieta otwiera i zamyka usta niczym karp wyjęty z wanny.

Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz. Skręciła w prawo i uszyła w stronę domu. -
Nawooojkaaa!!!!- wołał ktoś z oddali - To tyyyyyy?!
-Nie!- odkrzyknęła dziewczyna
- A czemuuuuuu?!
-Bo mnie porwaaaaliiiii! Bandyyyciii!

-To poczekaj chwilę!!!
Nawojka przystanęła i odwróciła się. Biegła do niej Ania Sójkowska obarczona jakimś dziwnym tłumokiem.
-Cześć...!-wydyszała
-Cześć... Aniu... Co to jest...?- spytała wskazując na owinięty w brezent i papier, osypujący się ziemią, przedmiot
-To? To jest palma.
-Jaka palma?!
-Na balkon. Koleżanka mamy już jej nie chce, to my weżmiemy.
-A. Idziesz do domu?
-Nie... Skądże. Będę latała z tą roślina po mieście... Jasne, że do domu. Przyjdziesz jutro?
-Przyjdę, a co?
-Nic, śmiesznie będzie- powiedziała Ania, wymijając piętrzącą się na odnawianym chodniku górę starych płytek- będzie ten znajomy ojca, ten mechanik, mówiłam ci o nim, kapitalny jest...Poczekaj tylko, aż zaczniesz z nim gadać...
- A co z nim?
-Ciężko opisać... Zawsze coś takiego opowie, że spaść z krzesła można... Chyba, że jest zdenerwowany lub niezadowolony, to wtedy nie...

środa, 16 listopada 2016

Rozdział 5

-Doooraaaa....! Ja cię błagam, ty teraz nie żryj tych bubliczków!!! Wysłuchaj mnie!
-Twoje problemy kręcą się wokół żarcia. Jak nie chałka, to bubliczki... Co w tym takiego jest?
-W tym nic nie ma. To nie jest wina żarcia, tylko losu.
- Ale gdyby go nie było...
-Cicho! Idąc twoim tokiem rozumowania, Lise Meitner jest winna wynalezieniu broni jądrowej.
- Nie jest winna, ona tylko opisała...
-Toteż właśnie, zamilknij! I powiedz, co ja mam zrobić.
- Jak mam powiedzieć, skoro każesz mi milczeć?
- Dora!
- No, już, już... Ja sama nie wiem... Ale chyba najlepiej nic.
-A jak się nie będzie dało?
- Będzie się dało. Widzieli cię, czy co?
-Widzieć nie widzieli... Ale WIEdzieli. Że tam jestem, to znaczy, że ktoś jest. I ten ktoś im zniknął.
- Na pewno nie bedą cię szukać. Sama mówiłaś, że obawiają się wykrycia. Dodatkowe podejrzenia są im potrzebne, jak jeżowi świecznik. Jedz te bubliczki i się nie przejmuj!

niedziela, 16 października 2016

Rozdział 4

Więc wyszła na korytarz. Był całkowicie pusty- ani po złoczyńcach, ani po jedzeniu nie było śladu. Ściskając w ręku torebeczkę z herbatą zeszła na niższe piętro. Drzwi od jej mieszkania były zamknięte, więc otworzyła je z klucza.
"Podczas gdy ja siedziałam na górze i robiłam dzikie sztuki, oni sobie spokojnie z domu wychodzili!"-pomyślała, nie widzieć czemu, ze złością-"Głupia jestem, powinnam się cieszyć, że będę miała spokój."
Weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku.
"Przecież mnie nie znajdą... No, bo niby jak mają mnie znaleźć? Zbiorą z chałki odciski palców...?
Z drugiej strony, nie powinno się chyba pozwalać na kradzieże...
Z trzeciej strony, co mam zrobić? Pójdę na policję i powiem, że obrzuciłam bandytę powidłami?! Bez sensu, pomyślą, że się wygłupiam. O, wiem, pójdę do Doroty. I do Ani, do Ani w piątek. Ale najpierw to pójdę spać, to myślenie mnie zmęczyło". Jak pomyślała, tak zrobiła.

środa, 12 października 2016

Rozdział 3

W ostatniej chwili powstrzymała się przed energicznym zatrzaśnięciem drzwi. Jakaś ostatnia przytomna cząstka jej umysłu podpowiedziała, że to mogłoby doprowadzić domniemanych złoczyńców do mieszkania... Właśnie, czyje to było mieszkanie...?
Rozejrzała się do okoła i rozpoznała dom państwa Sójkowskich. Znała dobrze tę rodzinę, przyjazniła się z ich córką, Anią Sójkowską..
"No- pomyślała-tyle mojego, że trafiłam na normalnych ludzi..."
W tym momencie z pokoju wyszła pani Sójkowska. Wyszła, zatrzymała się w połowie korytarza i obrzuciła Nawojkę uważnym spojrzeniem.
-Dzień dobry...- zaczęła dziewczyna- ja przepraszam, że tak bez pukania ale... czy mogłabym... mogłabym...yyy... pożyczyć herbatę?
-Co pożyczyć?
-Herbatę...
-Jaką herbatę?
-Zwykłą, taką do picia...
-Przecież wiem że do picia, jaka może być inna herbata, jak nie do picia?!
-Granulowaną niektórzy jedzą.
-Niektórzy jedzą... Wpadasz do mnie jak dzika, bez pukania i z obłędem w oczach prosisz o herbatę... Ty mnie nigdy nie przestaniesz zadziwiać!
-Ja po prostu...
-...po prostu?
-Miałam straszną ochotę na herbatę...
Pani Sójkowska pokręciła z niedowierzaniem głową i poszła do kuchni. Wróciła po chwili trzymając w dłoniach niewielką, papierową paczuszkę.
- Masz tą herbatę, i już mi o niej nie mów, bo ja od tego głupieje.- powiedziała podając Nawojce paczkę- może byś chciała, na przykład w pojutrze, przyjść do Ani?
-Mogę, czemu nie...
-To pojutrze?
-Yhmm-przytaknęła z roztargnieniem, nasłuchując jednocześnie odgłosów korytarza.- dziękuję za herbatę.
-A nie ma za co... Jedyne co, to rób to za drugim razem w nieco bardziej cywilizowany sposób... Idziesz już?
-Taak... Chyba tak.
-To cześć.
-Do widzenia.
Wyszła na korytarz.

poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 2

Oparła się o poręcz. Wyjęła z torby chałkę i powidła, zakupione chwilę wcześniej w osiedlowym, przyszkolnym sklepiku. Bardzo lubiła chałkę. "Sama wszystko wtrążolę"-pomyślała- "A tym troglodytom nic nie dam, ani okruszynki!" Otworzyła słoik i z zachwytem powąchała jego zawartość. Następnie oderwała kawałek chałki i umoczyła gio w powidłach. I wygodnie się rozsiadła. Siedziała twarzą do balustrady, więc doskonale widziała, co dzieje się na dole. Dlatego bez trudu dostrzegła, że do kamienicy wszedł jakiś nieznany jej mężczyzna, a pomimo półmroku, dokładnie widziała jego twarz. "On jest jakiś dziwny..."-pomyślała- "Spogląda na zegarek, i w ogóle, jest jakiś taki zdenerwowany" Bliżej nieokreślone COŚ nakazało jej zachować ciszę i nie zdradzać się ze swoją obecnością... Przez kilka minut siedziała za poręcza i przeżuwała pieczywo czekając, aż coś się wydarzy. Wreszcie się doczekała: do stojącego na parterze, odwróconego tyłem faceta podszedł drugi, również niezanany.
-Cześć- powiedział pierwszy połgłosem-jak leci?
-Noo...- jak było...
Pierwszy mężczyzna przybrał pozę nastroszonego kota:
- Co znaczy: jak było?! Możesz mówić jaśniej, ty głupi wieprzu?!
- Nooo... Przerwę mam...
- Przerwę- srerwę!- wszedł mu w słowo- jaką przerwę, co ty znowu wymyślasz?!!- coraz bardziej podnosił głos- Co ja mam prze...
- Szefie, jak rany, ciszej...!- tym razem wciął się drugi- Tu ludzie mieszkają...
-...przemycać, jeśli ty nie kradniesz...? -dokończył, już szeptem, szef.
- Chciałbym! No, ale jak? Tam już za dużo tego cholerstwa ginie, ludzie zaczną węszyć...
- To zamiast robić przerwy zmień lokalizację!- warknął zapalając papierosa.
- Nooo, dobrze...- odparł niepewnie mężczyzna- A jeśli... W zasadzie, to można to chyba wykluczyć, ale jeśli ktoś się dowie...? To co wtedy?
- Nieszczęśliwy wypadek.- odpowiedział szef i z szatańskim uśmieszkiem zaciągnął się papierosem.
Nawojka, usłyszawszy te słowa, zamarła z przerażenia, czując jednocześnie, że ogarnia ją charakterystyczna wiotkość. Dobrze znała to uczucie, pojawiało się u niej zawsze, gdy czegoś się bała. Trzymany przez nią kawałek chałki wyślizgnął się z jej ręki, wykonał w powietrzu piękny piruet i wylądował na głowie szefa...
-Ty, co to jest...?- spytał szef z obrzydzeniem, zbierając palcami powidła.
-Nie wiem... Może spróbuj?- poradził mu wspólnik. Szef spróbował.
-Powidła.
-To znaczy że...
-...tam ktoś jest.
-Co robić?
-Gonić!
Nawojka błyskawicznie poderwała się z miejsca. "Raz kozie śmierć" pomyślała, biorąc głęboki oddech. I nie zabierając jedzenia, doskoczyla do najbliższych drzwi. Szarpnęła klamkę i wbiegła do znajdującego się za nimi mieszkania. Cudzego mieszkania.

Rozdział 1

Zza ciężkich,dębowych drzwi dobiegło potężne rżenie. Wbrew temu, co mogłaby pomyśleć osoba niewtajemniczona, nie były to drzwi od stajni, a rżenie wcale nie należało do konia. Były to całkiem zwyczajne drzwi, od całkiem zwyczajnego łódzkiego mieszkania mieszczącego się w- jak mogło się zdawać- całkiem zwyczajnej kamienicy. Rżenie zaś należało do nie całkiem zwyczajnego, bowiem niespotykanie wkurzającego Karola Nowaczka- rodzonego brata stojącej pod drzwiami Nawojki Nowaczek. "Oni tam są, ten idiota i jego koledzy..."- pomyślała Nawojka z niezadowoleniem- "A ja nie mam najmniejszego zamiaru z nimi siedzieć." To pomyślawszy puściła klamkę i zeszła na niższe piętro...Gdyby tylko mogła przewidzieć, jaki wpływ ta z pozoru nic nie znacząca decyzja wywrze na jej życie- bez wahania weszłaby do swojego mieszkania...