poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział 2

Oparła się o poręcz. Wyjęła z torby chałkę i powidła, zakupione chwilę wcześniej w osiedlowym, przyszkolnym sklepiku. Bardzo lubiła chałkę. "Sama wszystko wtrążolę"-pomyślała- "A tym troglodytom nic nie dam, ani okruszynki!" Otworzyła słoik i z zachwytem powąchała jego zawartość. Następnie oderwała kawałek chałki i umoczyła gio w powidłach. I wygodnie się rozsiadła. Siedziała twarzą do balustrady, więc doskonale widziała, co dzieje się na dole. Dlatego bez trudu dostrzegła, że do kamienicy wszedł jakiś nieznany jej mężczyzna, a pomimo półmroku, dokładnie widziała jego twarz. "On jest jakiś dziwny..."-pomyślała- "Spogląda na zegarek, i w ogóle, jest jakiś taki zdenerwowany" Bliżej nieokreślone COŚ nakazało jej zachować ciszę i nie zdradzać się ze swoją obecnością... Przez kilka minut siedziała za poręcza i przeżuwała pieczywo czekając, aż coś się wydarzy. Wreszcie się doczekała: do stojącego na parterze, odwróconego tyłem faceta podszedł drugi, również niezanany.
-Cześć- powiedział pierwszy połgłosem-jak leci?
-Noo...- jak było...
Pierwszy mężczyzna przybrał pozę nastroszonego kota:
- Co znaczy: jak było?! Możesz mówić jaśniej, ty głupi wieprzu?!
- Nooo... Przerwę mam...
- Przerwę- srerwę!- wszedł mu w słowo- jaką przerwę, co ty znowu wymyślasz?!!- coraz bardziej podnosił głos- Co ja mam prze...
- Szefie, jak rany, ciszej...!- tym razem wciął się drugi- Tu ludzie mieszkają...
-...przemycać, jeśli ty nie kradniesz...? -dokończył, już szeptem, szef.
- Chciałbym! No, ale jak? Tam już za dużo tego cholerstwa ginie, ludzie zaczną węszyć...
- To zamiast robić przerwy zmień lokalizację!- warknął zapalając papierosa.
- Nooo, dobrze...- odparł niepewnie mężczyzna- A jeśli... W zasadzie, to można to chyba wykluczyć, ale jeśli ktoś się dowie...? To co wtedy?
- Nieszczęśliwy wypadek.- odpowiedział szef i z szatańskim uśmieszkiem zaciągnął się papierosem.
Nawojka, usłyszawszy te słowa, zamarła z przerażenia, czując jednocześnie, że ogarnia ją charakterystyczna wiotkość. Dobrze znała to uczucie, pojawiało się u niej zawsze, gdy czegoś się bała. Trzymany przez nią kawałek chałki wyślizgnął się z jej ręki, wykonał w powietrzu piękny piruet i wylądował na głowie szefa...
-Ty, co to jest...?- spytał szef z obrzydzeniem, zbierając palcami powidła.
-Nie wiem... Może spróbuj?- poradził mu wspólnik. Szef spróbował.
-Powidła.
-To znaczy że...
-...tam ktoś jest.
-Co robić?
-Gonić!
Nawojka błyskawicznie poderwała się z miejsca. "Raz kozie śmierć" pomyślała, biorąc głęboki oddech. I nie zabierając jedzenia, doskoczyla do najbliższych drzwi. Szarpnęła klamkę i wbiegła do znajdującego się za nimi mieszkania. Cudzego mieszkania.

2 komentarze:

  1. Dopiero zaczynam czytać Twoje opowiadanie, ale już widzę, że jest napisane naprawdę świetnym językiem i stylem! Fantastycznie budujesz obraz sytuacji, a to dopiero drugi rozdział. Trochę się obraziłam za ,,raz kozie śmierć"... :D Dobra, lecę czytać dalsze rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń