niedziela, 16 października 2016

Rozdział 4

Więc wyszła na korytarz. Był całkowicie pusty- ani po złoczyńcach, ani po jedzeniu nie było śladu. Ściskając w ręku torebeczkę z herbatą zeszła na niższe piętro. Drzwi od jej mieszkania były zamknięte, więc otworzyła je z klucza.
"Podczas gdy ja siedziałam na górze i robiłam dzikie sztuki, oni sobie spokojnie z domu wychodzili!"-pomyślała, nie widzieć czemu, ze złością-"Głupia jestem, powinnam się cieszyć, że będę miała spokój."
Weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku.
"Przecież mnie nie znajdą... No, bo niby jak mają mnie znaleźć? Zbiorą z chałki odciski palców...?
Z drugiej strony, nie powinno się chyba pozwalać na kradzieże...
Z trzeciej strony, co mam zrobić? Pójdę na policję i powiem, że obrzuciłam bandytę powidłami?! Bez sensu, pomyślą, że się wygłupiam. O, wiem, pójdę do Doroty. I do Ani, do Ani w piątek. Ale najpierw to pójdę spać, to myślenie mnie zmęczyło". Jak pomyślała, tak zrobiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz