wtorek, 14 marca 2017

Rozdział 24

Siedziały na kocu pod tym samym drzewem, pod którym dzień wcześniej skryły się przed deszczem. Pogoda była znacznie ładniejsza, nie padało, zza chmur wyjrzało słońce. Coraz bardziej czuć było wiosnę. Zbudziły się nawet ptaki i siedząc na łysych gałęziach wyśpiewywały swoje ptasie trele.
Nie siedziały, rzecz jasna, dla samego siedzenia. Nie wyprawiały pikniku. Czekały na syna Basieńki  i jej męża. Kocyk został zabrany z dwóch powodów: po pierwsze dla wygody. Po drugie w celu stworzenia pozoru niewinnej wycieczki.
-Ty!- zwróciła się do Nawojki Dora- co z Mirusiem?
-Nic...- westchnęła Nawojka okręcając sobie na palcu kosmyk włosów- matka go uwielbia, zachwyca się, że taki kulturalny, obyty, szarmancki... A co do mieszkania, to dzisiaj wieczorem, na szczęście, się wynosi. Odetchnę trochę...
-Słuchajcie, a jak my go znajdziemy?- spytała z niepokojem Ania
-Mój brat ma jego adres w kalendarzyku, osobiście widziałam- żachnęła Nawojka- przepiszemy i będzie.
Zamilkły i zaczęły z zaciekawieniem obserwować czyjeś zmagania z kotem. Niecodzienna scena rozgrywała się po drugiej stronie ulicy, u sąsiadów Basieńki. Na daszku nad werandą stał kot. Pod daszkiem, stoliku stała jego domniemana właścicielka. Pomimo pory ubrana była w szlafrok, włosy miała mocno potargane. Całości dopełniała czarna maseczka na twarzy oraz trzymana w ręku szklana, apteczna, buteleczka.
-Pewnie daje mu leki- stwierdziła Dora nie odrywając wzroku od tarasu.
Kobieta stanęła na palcach i wyciągnęła ręce  kierunku zwierzęcia, które, błyskawicznie pojąwszy co się dzieje, przebiegło na drugą stronę daszku i zeskoczyło na ziemię. Właścicielka również zeskoczyła, zrzucając przy tym stojącą stole doniczkę. Oglądając  się za siebie ruszyła ku schodkom, potknęła się o wycieraczkę, runęła jak długa i wylądowała w czymś, co z daleka wyglądało na bukszpan. Wstała i otrzepując szlafrok pognała za domek. Dalsza część wydarzeń nie była już dostępna dla przyjaciółek. Po pierwsze dlatego, że toczyła się za domkiem. Po drugie dlatego, że na drodze pojawił się młody chłopak na rowerze.
Wstały i stanęły na poboczu. Nawojka wyciągnęła w bok rękę i zaczęła nią machać. Poskutkowało. Chłopak zatrzymał rower i zręcznie z niego zeskoczył.
-A ty co?- spytał patrząc na Nawojkę- okazję łapiesz?
-Nie- odparła- ciebie!
Odpowiedź wywołała u niego wyraźne zaskoczenie. Przybrał zdziwiony wyraz twarzy i stał dłuższą chwilę w milczeniu, co pozwoliło dziewczynom dokładniej go obejrzeć. Prezentował się dosyć oryginalnie, rude włosy sterczały na wszystkie strony, twarz pokryta była piegami. Ubrany był w rozpiętą, skórzaną kurtkę i zgniłozielone bojówki. Na nogach miał glany a na plecach plecak typu kostka pokryty licznymi naszywkami. Stał przed nimi i powoli przeżuwał gumę.
-Więc... Może powiesz coś więcej?- odezwał się w końcu.
-Rąbnęli wam auto...- zaczęła Ania
-Naprawdę?!- udał zdziwienie
-Nie, na niby. Poza tym, od sarkazmu jest ona- powiedziała wskazując na Nawojkę- a my... Cóż, po prostu musimy wiedzieć jak najwięcej.
-Po co?
-Naszemu kumplowi z Żubardzia też ukradli. Znaczy, jego ojcu- rzekła Nawojka i rzuciła swoim przyjaciółka krótkie lecz znaczące spojrzenie informujące, że jest to jedyna słuszna wersja i mają się jej od teraz bezwzględnie trzymać- i, na dodatek, również Hondę.
-No, dobrze...- powiedział z wahaniem chłopak-  Powiem wam, bo wyglądacie na normalne i na poziomie. Otóż, było tutaj już kilka takich kradzieży. W odstępach czasu i miejsca, znaczy, nie raz po razie i nie blisko siebie...
-A umiesz przewidzieć, kiedy będzie kolejna?- zapytała z nadzieją Dora
-Nie- roześmiał się chłopak- tak dobrze to nie ma. Ale coś bym dla was miał...
Odpowiedziały mu trzy zawieszone na nim wyczekujące spojrzenia.
-Był tu kilka razy jeden taki dziwny... No, coś w nim podejrzanego było, nie wiem co, ale coś na pewno. Ja kiedyś, z czystej ciekawości, polazłem za nim... Poszedł na Mysią 13 i zadzwonił domofonem. Stałem daleko, ale po układzie domyślam się, że pod 5.
-Umiesz go opisać?- zapytała Nawojka
-Nie... Ale możliwe, że znam jego imię.
-Gadaj!- wrzasnęły chórem
-Mirek. Tak powiedział: "tu Mirek, otwórz".
Po raz drugi w ciągu dwóch dni miały ochotę krzyknąć z podekscytowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz