niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział 18

Upchnęła dokumenty głęboko w szafie. Musiała koniecznie, teraz zaraz, spotkać się z Anią i omówić przebieg akcji. Czuła się podekscytowana i zaciekawiona. Czy udało jej się przechytrzyć Mirusia? Jej, młodej dziewczynie, udało się oszukać, zdawałoby się, doświadczonego przestępcę? Trzeba przyznać: była z siebie dumna. Wiedziała oczywiście, że pakuje się w coś niebezpiecznego. Nie znosiła jednak, kłamstwa, przekrętów i nieuczciwości. Musiała. Musiała też porozmawiać z Łukaszem...
Przypomniała sobie o Ani i z obrzydzeniem popatrzyła na leżący na stole telefon komórkowy. Nie lubiła ich. Były wprost ohydnie nowoczesne. Telefon był dla niej budzikiem i odtwarzaczem mp3.  Ale nie będzie przecież teraz, w towarzystwie Mirusia, stukała w rurę... Trudno- musiała. Z niechęcią podniosła aparat i wybrała numer Ani. Wysłuchała trzech sygnałów i usłyszała:
-Nawojka? Czy ja dobrze słyszę? Ty dzwonisz?
-A no dzwonię... Jesteś sama?
-Nie.
-To czekaj. Zaraz po ciebie zejdę.
Rozłączyła się. Wyszła do przedpokoju i zaczęła się ubierać.
-Wychodzisz?- spytał z kuchni Miruś
-Nie, kurka.- mruknęła z przekąsem zakładając but- wracam
-Ty zawsze jesteś taka sarkastyczna?- spytał wychylając się z drzwi
-Zazwyczaj- powiedziała wstając i narzucając płaszczyk- cześć- zatrzasnęła drzwi
-Cześć...- rzucił w przestrzeń
                                                               
                                                                      ***                                                                                        Nacisnęła dzwonek. Otworzyła jej Ania, ubrana, w pełni gotowa do wyjścia.
-Gdzie idziemy?
-Nie wiem, gdziekolwiek... W pierwszej kolejności na dół.
Ania zamknęła drzwi na klamkę i zaczęła schodzić po schodach. Nawojka poszła w jej ślady. Wyszły na dwór. Padał lekki, nieprzyjemny deszczyk znany powszechnie jako kapuśniaczek.
-Kurczę, pada...- stwierdziła Ania
-Naprawdę?- spytała Nawojka
-A ty jak zwykle sarkastyczna...
-Wiem, nawet Miruś mi to mówi...
-Właśnie!- zawołała Ania- Miruś! Co z nim? Załatwiłaś?
-Pierwszorzędnie. Chyba uwierzył, tak to wygląda- rzekła upewniając się, że są w dostatecznej odległości od domu
-I co ci kazał?
-E, nic wielkiego- żachnęła się i przeskoczyła błoto- przechowuję kartki.
-Takie zwykłe, białe?- zdziwiła się Ania
-Pozornie. Atrament sympatyczny.
Ania przystanęła i zaczęła rozgrzewać ręce.
-Słabo- stwierdziła po chwili- nie odczytamy bez naruszania...
-A wiesz, że niekoniecznie? Jest szansa.
-???
-Ten papier pachnie proszkiem do prania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz