poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 14

-Dobry wieczór, Nawojko.
-Witam- odparła sucho
-Co słychać?
-Właśnie czytam. Chmielewską.
-Chmielewską, powiadasz? Cóż, już niedługo, nie będziesz potrzebowała takich wrażeń, hmm... z zewnątrz.
-Nie rozumiem...
-Rozumiesz!!!
-Chyba lepiej wiem...
-Więc, już niedługo nie będziesz potrzebowała takich wrażeń... Chyba że...
-Że?- ponagliła
-Że coś dla mnie zrobisz. Dostarczysz. A wtedy zapanuje spokój, jasność, tęcza i motylki, i wszyscy będziemy się kochać...!
-Chyba cię pogrzało...- Nawojka błyskawicznie zmieniła formę wypowiedzi. Trudno, wiedział, to wiedział. Teraz trzeba było nie pozwolić wciągnąć się w ciemne sprawy.
-Ach, tak?
-Tak.- odparła stanowczo
-Będziemy rozmawiać inaczej...- ostrzegł Miruś
-Rozmawiajmy. Rodzina musi rozmawiać- prychnęła drwiąco
-Ale tylko wtedy, gdy wszyscy są żywi i zdolni do wypowiadania słów...
-Grozisz mi?- spytała podnosząc się lekko do góry- ty, drobny rzezimieszek z kamienic? Nie rozśmieszaj mnie...!
-Nie jestem drobnym rzezimieszkiem... Cóż, ja byłem skłonny do ugody. To ty nie chciałaś. Kurcze, trochę cię będzie szkoda, inteligentna byłaś...
-Spadaj, cepie! Nie będę zawierała ugód z ludźmi twojego pokroju. Chcesz wojny- będziesz ją miał, pierwiosnku mój majowy. A każdy nieostrożny ruch w moją stronę pogorszy twoją sytuację. Jeśli coś mi się stanie, ty, ptaszyno złota, będziesz pierwszym podejrzanym.
-Wojna ze mną, idiotka! A co do podejrzeń, musisz mi wierzyć, że nie. Nikt nie powiąże tego ze mną. Do widzenia- powiedział kierując się do drzwi- śpij słodko, póki jest ci dane.
-A ty się przez ten sen udław!- warknęła, rzucając w jego kierunku kapciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz